sobota, 23 maja 2015

Rozdział 20.

Louis’ POV.
Zgodziła się. Szczerze? Sam nie mogłem w to uwierzyć. Miałem ochotę ją uścisnąć i zapewnić, że nie ma nawet możliwości na powtórkę z rozrywki. Ani tym razem, ani kiedykolwiek w przyszłości. Postanowiłem, że będę panował nad swoimi emocjami, nad którymi ostatnio traciłem kontrolę znacznie częściej niż zazwyczaj. Najgorszy okazał się fakt, że nie wiedziałem, co było tego przyczyną. Cały czas chodziłem rozkojarzony, nie zwracałem uwagi na otoczenie, a to mogło kosztować mnie naprawdę wiele.
Jeszcze raz przebiegłem wzrokiem po salonie, sprawdzając, czy na pewno niczego nie zapomniałem. Dom zaopatrzony był w automatyczny system alarmowy, więc wystarczyło, bym zamknął za sobą bramę, a szanse jakiegokolwiek włamywacza na dostanie się na posiadłość zostały ograniczone do minimum, jednak mimo wszystko wolałem jeszcze raz upewnić się, że wszystko, co powinienem, mam przy sobie.
Z uśmiechem na twarzy przeszedłem do przedpokoju, gdzie natychmiast naciągnąłem na siebie jedną ze skórzanych kurtek. Sam w sumie nie wiedziałem, do kogo należała. Mogła być moja, Nialla albo Dominica, wszyscy byliśmy podobnego wzrostu i budowy. Jedynie Styles odstawał od reszty swoim wyglądem goryla. Nie dość, że wielki jak nie wiadomo co, to jeszcze kłaki zapuścił i od kilku lat jedyne, co robi, to mierzenie innych tym swoim firmowym spojrzeniem w stylu „nic mi nie zrobiłeś, ale i tak cię zajebię”. Znałem go od czasów gimnazjum i mogłem spokojnie stwierdzić, że mimo, że na co dzień był zupełnie niegroźny, jego możliwości zmieniały się wraz z humorem. Nie raz widziałem, jak jakiś frajer dostaje od niego po ryju. Niestosowanie się do wyznaczonych reguł nie skutkowało niczym dobrym. A już na pewno, gdy zasady ustalaliśmy my.
Przemierzyłem ostatni korytarz, zbiegłem po schodach, przeskakując kilka ostatnich stopni. Gdy tylko moje stopy dotknęły betonu, usłyszałem ryk silnika. Wyjątkowo charakterystyczny V8 340 rozbrzmiał w akompaniamencie śmiechu Nialla, który w naszym prowizorycznym warsztacie spędził całe popołudnie. Ta cholerna mieszanka dźwięków mogła oznaczać tylko jedno.
- Nie mów, że odpaliłeś Challengera! – podniosłem głos, by miał szansę w ogóle mnie usłyszeć. Cieszyłem się, ale uśmiech nie gościł na mojej twarzy. Umówiliśmy się, że wybieramy samochody ze starszych roczników, żeby utrudnić ulicznym laikom stawianie zakładów. Mogłem bez problemu przewidzieć, że większość postawi na moje zwycięstwo, jednak w tej sytuacji nie byłbym tak pewny swego. Dodge od samego początku swojej kariery na rynku miał być godnym konkurentem dla Forda, a inżynierowie wspaniale się spisali. Auto było prawie bezkonkurencyjne w swojej kategorii. Prawie, bo ja miałem w zanadrzu Mustanga „Eleanor” z rocznika sześćdziesiątego siódmego. Po tiuningu bestia zamieniła się w istnego potwora, zmorę, która po dzisiejszym wieczorze miała się śnić Niallowi non stop.
- Chwilę to trwało, ale w końcu wyszło. Nie masz szans, Tommo. – Blondyn posłał mi dumny uśmiech, gdy znalazłem się w drugim pomieszczeniu. Wytarł ręce w koszulkę, pozbywając się z nich czarnych smug od smaru. Nie mogłem ukryć dumy. Może zrobił to tylko po to, by mnie pogrążyć, ale mimo wszystko, byłem z niego naprawdę dumny. Z tego, co pamiętałem, Challenger przyjechał do nas z poturbowanym silnikiem i spierdoloną skrzynią biegów. Ktoś nieumiejętnie próbował przekształcić układ na czterobiegowy, podczas gdy przystosowany był do trzech. Rzecz jasna, odbiło się to na całokształcie maszyny. Stała się słabsza, wszystko zaczęło szwankować po kolei, aż w końcu doszło do tego, że biały dym wydobył się spod maski na środku autostrady, co przysporzyło nam kolejnego problemu – jakiś szmaciarz wpieprzył się w tył pojazdu.
- Twoja pewność siebie cię w końcu zgubi, Horan. Lepiej uważaj na słowa – prychnąłem, klepiąc go po ramieniu. Podszedłem do samochodu i zdecydowanym ruchem uniosłem maskę. Ustawiłem wspornik tak, by móc swobodnie obejrzeć całość. Odsunąłem się kilka kroków i… Na chwilę zaniemówiłem. Kurwa, może i ten chłopaczyna nie wyglądał na specjalistę w jakiejkolwiek dziedzinie technicznej, ale to, co zastałem sprawiło, że przetarłem twarz dłonią w niedowierzaniu. – Chyba sobie ze mnie żartujesz – powiedziałem, wracając wzrokiem do jego osoby. Nowy silnik, czterostopniowa skrzynia biegów, nowe hamulce, dopalacze oraz tylny napęd. Nie miałem pojęcia, ile wydał na naprawę tego samochodu. Co nie dawało mi spokoju? Auto teoretycznie było moje, a to on odwalił całą robotę. Dlatego też decyzję podjąłem od razu, jednak nie zamierzałem się nią dzielić. Niezależnie od zakończenia wyścigu, wygra, czy nie, samochód przepisuję na niego.
- Mam nadzieję, że choć raz twój Camaro dojedzie do mety – zaśmiał się, sięgając na tylną kanapę po świeżą koszulkę. – Miło mieć przyjaciela, który ma cały garaż fur. Szczególnie, kiedy ktoś lubi się bawić w mechanika. Nie masz pojęcia, jak miło mi się przy nim grzebało. – Przejechał dłonią po masce auta, a ja miałem pewność, że zrobił to tylko po to, żeby mnie zmiękczyć. Chciał usłyszeć „Stary, ten wóz jest twój”, ale wolałem przetrzymać go jeszcze chwilę w niewiedzy.
- Ktoś mówił coś o Camaro? – zapytałem, nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne. Wyszczerzyłem się, widząc zdezorientowanie wymalowane na jego twarzy. Odwróciłem się na pięcie i energicznym krokiem ruszyłem w stronę mojego samochodu. Byłem w zajebistym nastroju. Niall śledził mnie wzrokiem, nie wiedząc, co zamierzam. Rzuciłem mu ostatnie spojrzenie, po czym z satysfakcją zająłem miejsce kierowcy w Mustangu.
Obserwowałem w lusterku, jak blondyn kręci głową z westchnieniem. Nie tego się spodziewał, ale chyba już wiedział, że jego szanse diametralnie się zmniejszyły. Musiałbym zgłupieć, żeby przeciwko Challengerowi wystawić Camaro. Może i w normalnej wersji wóz sprawował się naprawdę dobrze, jednak nasz egzemplarz doświadczył zbyt wiele, bym mógł w ogóle myśleć o wystawianiu go w jakichkolwiek wyścigach.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce, a do moich uszu natychmiast dobiegł czysty, wprost perfekcyjny dźwięk silnika. Zmrużyłem na chwilę oczy, dając tłokom czas, by porządnie je rozgrzać. Stare samochody były bez wątpienia wspaniałe, ale miały zasadniczą wadę – potrzeba do nich wiele cierpliwości. Zarówno w jeździe, jak i przy postojach. Szmery w osiach, rozkołysane nadwozie, ciągłe uszczerbki misek olejowych, tłumików, zacinające się skrzynie, skaczące na boki drążki kierownicze… To tylko kilka przykładów z całego asortymentu. Wszystko przerabiałem już tyle razy, że powoli stawało się to moją codziennością.
Wyjechałem na podwórze i zatrzymałem się tuż za bramą, czekając, aż garaż opuści również Niall. Umówiliśmy się, że po dziewczyny pojedziemy razem. Nawet jeśli obaj mieliśmy kogoś na oku, wciąż lubiliśmy popisać się swoimi autami. Bawiło nas oglądanie śliniących się na nasz widok panienek, które nie miały nawet pojęcia, kto siedział za kierownicą takiego cudeńka.
Ciemnoniebieski Challenger opuścił garaż z prawdziwą dostojnością, w zawrotnym tempie dziesięciu kilometrów na godzinę. Prychnąłem pod nosem, widząc determinację, z jaką kolega mierzył mnie wzrokiem. Miał szanse na wygraną, fakt, ale nie byłem do końca przekonany, czy potrafił do niej dojść. Z całym szacunkiem, wciąż szczeniaczył.
Gdy w końcu opuścił żwirowy podjazd i znalazł się na asfaltowej nawierzchni, odsunąłem szybę i wcisnąłem kilka przycisków na pilocie, sprawiając, że brama zamknęła się, a wszystkie zabezpieczenia zostały uruchomione. Odrzuciłem urządzenie na fotel obok i bez ociągania wrzuciłem pierwszy bieg, następnie dociskając pedał gazu. Dopiero opuściliśmy teren posiadłości, a ja już go wyprzedziłem. Śmieszne.
Zrównaliśmy się, gdy wyjechaliśmy na dwupasmówkę. Zerknąłem na blondyna, jednak on był zbyt skupiony na drodze, by posłać mi chociażby krótkie spojrzenie. Widziałem, jak zaciskał palce na kierownicy tak mocno, jakby się bał, że ktoś zaraz spróbuje mu ją wyrwać. Chyba naprawdę zakochał się w tym aucie.
Droga zajęła krócej niż myślałem, więc już po niecałych dziesięciu minutach staliśmy pod drzwiami pokoju dziewczyn. Zerknęliśmy po sobie, po czym bez zbędnego pukania, wparowaliśmy do środka. Widziałem już chyba wszystko, więc nie widziałem sensu w uprzedzaniu o naszym nadejściu. Jakże się pomyliłem… Gdy tylko przekroczyłem próg, moje oczy natychmiast natrafiły na brunetkę, przeciągającą koszulkę przez głowę. Jasna cholera. Przez kilka sekund miałem doskonały widok na jej brzuch i idealnie wyeksponowany biust. W myślach kląłem, jakbym nie mógł się opamiętać, jednak naprawdę nie mogłem wydobyć z siebie żadnego słowa. Język ugrzązł mi gdzieś w gardle. Stałem nieruchomo, z rozchylonymi ustami, rozbierając Ellie wzrokiem. Starałem się za wszelką cenę utrzymać wyobraźnię na wodzy, ale nie przychodziło mi to łatwo. Krótkie spodenki uwydatniały jej kształty i w całości odsłaniały piękne nogi, na stopach miała zwykłe czarne trampki, które chyba u nikogo nie wyglądały tak dobrze, jak u niej. Luźna koszulka na ramiączkach zwisała z jej ramion. Włosy upięła w niedbałego koka, który odsłaniał jej szyję; kilka kosmyków zwisało luźno przy jej twarzy, na którą nałożyła znikomą ilość makijażu. Wciągnąłem ze świstem powietrze, a wtedy jej wzrok padł na mnie. Zmusiłem się, żeby się uśmiechnąć. Dziewczyna nie miała nawet pojęcia, jakie rzeczy chodziły mi w tamtym momencie po głowie, może i lepiej. Zwilżyłem usta językiem, zauważając jak się czerwieni, mimo że starała się utrzymać powagę i sprawiać wrażenie zupełnie opanowanej. Miałem ochotę powiedzieć jej, że nic z tego, mogłem spokojnie wyczuć wszystkie emocje, które wtedy nią miotały. Widziałem każdy pojedynczy szczegół.
- Jesteście gotowe? – zagadnąłem, przerywając niezręczną ciszę, nie odrywając wzroku od Ellie. Mierzyła mnie od góry do dołu, zupełnie jakby próbowała wybadać, dlaczego się na nią gapię. Ciężko tego nie robić. Zresztą, wszystko zależy od gustu. Kątem oka widziałem, jak Niall podchodzi do Nikki i całuje ją na powitanie. Podobała mu się od naszego pierwszego spotkania, aż mnie dziwiło, że zeszli się dopiero po roku.
- Przecież do wyścigu jeszcze godzina, myślałam, że znowu szykujemy wielkie wejście – żachnęła się Amy, na co przewróciłem oczami. Moja mina zrzedła, gdy zlustrowałem brunetkę. Krótka spódniczka, zasłaniająca tyle, co nic, top przypominający bardziej stanik niż odzież, wybieraną na co dzień i obcasy tak wysokie, że pozwoliły jej zrównać się ze mną wzrostem. Bawił mnie jej makijaż. Zupełnie, jakby zderzyła się z graffiti, które nie zdążyło wyschnąć. Westchnąłem ciężko.
- Pomyśl, wszyscy spodziewają się nas na ostatnią chwilę, więc jeśli przyjedziemy dużo wcześniej, zaskoczymy każdego – rozłożyłem ręce na boki, zupełnie, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dziewczyna burknęła coś pod nosem i wróciła przed lustro. Pindrzyła się jak nienormalna, czemu nie zauważała, że powoli zaczynała wyglądać jak gówno? Znając życie, pod koniec wieczoru znowu będę zmuszony ingerować, żeby jakiś napalony kutas nie chciał zabrać jej ze sobą, pomyślałem z goryczą. Zawsze dzieliliśmy się tak samo, ja wiozę Amy, Niall Nikki i Katy. Moim zdaniem, wyglądało to absurdalnie. Ja – singiel niezainteresowany propozycjami koleżanki; Niall – chłopak Nikki, muszący w dodatku znosić obecność osoby trzeciej. To ja powinienem wieźć dwie osoby, im należało się trochę prywatności. Problem tylko w tym, że każda propozycja w stylu „dzisiaj ja was wiozę” kończyła się na morderczym spojrzeniu Amy. Naprawdę, wystarczyło na nią zerknąć, żeby rozszyfrować, że miała ochotę wydrapać konkurentce oczy. Wyglądało na to, że musiałem zwrócić szczególną uwagę na bezpieczeństwo Ellie.
- Streszczajcie się – rzucił blondyn, po czym przeszedł do łazienki. Ja z kolei usiadłem na łóżku, rozglądając się wokół. Znałem to pomieszczenie na pamięć. Byłem tu niezliczoną ilość razy, potrafiłem nawet powiedzieć, jak wyglądało jeszcze niedawno. Może pół roku temu? Przed nagłą falą pod tytułem „lokatorki zaczynają imprezować”. W oknach wisiały zielone zasłony, na podłodze leżał dywan w tym samym kolorze, a na ścianach można było dostrzec sporo obrazów, zdjęć, plakatów. Na tą chwilę, wszystko wyglądało zgoła inaczej. Zasłony zostały zerwane wraz z karniszami, dywan zwinięty i wyniesiony nie wiadomo gdzie, kiedy pojawiły się na nim pierwsze plamy z wina. A może była to krew? Poobdzierane ściany świeciły swoją nagością; nikomu nie przyszło nawet do głowy, by powiesić coś na wbitych w nie haczykach.
- Dobra, możemy ruszać – mruknęła niechętnie Amy, zbierając ze stolika swoją torebkę. Wyminęła mnie w drzwiach, ostentacyjnie zarzucając kłakami i kręcąc biodrami. Czy ktoś mógłby mi w takich chwilach przypominać, dlaczego się z nią zadawałem? Szczerze mówiąc, ja sam nie miałem pojęcia.
Całą szóstką wyszliśmy na parking przed akademikiem. Ja, Ellie i Amy skierowaliśmy się prosto do Mustanga, Niall, Nikki i Katy do stojącego kilka miejsc dalej Dodge’a.  Otworzyłem drzwi, aby dziewczyny mogły wgramolić się na fotele. Teoretycznie, miejsce obok mnie miała zajmować Lizzy, a cała tylna kanapa przeznaczona zostałaby dla drugiej koleżanki. Praktycznie, wyszło na odwrót. Szczerze mówiąc, wolałbym, żeby kierowcy z naprzeciwka widzieli mnie z normalną, atrakcyjną osobą niż wymalowaną jak na karnawał w Rio idiotką. Nie oszukujmy się, słowa „Amy” i „inteligencja” rzadko kiedy szły w parze. Może to dlatego nie zauważała, że mam w dupie jej marne podrywy?
Droga minęła w niezręcznej ciszy. A przynajmniej dla mnie była niezręczna. Co do dziewczyn, nie miałem pewności. Wydawało mi się, że była ona bardziej wroga niż krępująca. Szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce, dzięki czemu mogłem w końcu opuścić pojazd, w którym aż kipiało od wiszącego w powietrzu napięcia. Powoli się chyba dusiłem.
Natychmiast przeszliśmy do zakładów, chcąc to mieć za sobą. Ludzie zaczęli się przekrzykiwać, kto stawia ile i na kogo, a my po prostu staliśmy niewzruszeni, przyglądając się zgiełkowi, opierając się o maski naszych aut.
Gdy wszystko było ustalone, zajęliśmy swoje miejsca i podjechaliśmy do linii startu. W samochodzie zdecydowanie brakowało mi jednej rzeczy – radia. Uśmiechnąłem się, widząc, jak Ellie stoi w jednym z pierwszych rzędów i kurczowo zaciska kciuki. Była urocza, musiałem to przyznać.
Skupiłem się na dziewczynie, stojącej przed autem. Skinąłem lekko głową, gdy zadała typowe pytanie o gotowość. Oczywiście, że byłem gotowy. Zawsze i wszędzie, niezależnie od okoliczności.
Zacisnąłem palce na kierownicy, rozgrzewałem silnik, co chwilę napierając nogą na pedał gazu, jednak nie spuszczając ręcznego. Dopiero, gdy blondynka rzuciła chustą, ruszyłem z miejsca. Natychmiast docisnąłem gaz, zmieniłem biegi, puściłem sprzęgło i wyrwałem do przodu. Niall przez ułamki sekund został lekko z tyłu, jednak zaraz nadrobił stratę, wyrównując się ze mną. Uniosłem lekko kącik ust. Chciał wojny, proszę bardzo.
Kolejna redukcja i samochód ponownie wyskoczył przed siebie, coraz bardziej zwiększając swoją prędkość. Kilka sekund i znów znalazłem się na czele. Powoli dobijałem do zasadniczej liczby sto sześćdziesiąt. Od tego momentu zaczynała się prawdziwa zabawa. Umówiliśmy się na prostą trasę, zmniejszając liczbę zakrętów do zasadniczego minimum. Nasze auta nie były zbyt zwrotne. Zarówno przez swój wiek, jak i budowę. Woleliśmy po prostu nie ryzykować i dla zabawy przejechać parę odcinków.
Widziałem Challengera w bocznych lusterkach. Kilka razy starał się mnie wyprzedzić, jednak za nic nie chciałem mu na to pozwolić. Utrzymałem przewagę i wygrałem. Po prostu, od tak. Nie używaliśmy nitro, nie było po co. Przyjacielska rywalizacja nie polegała na pokazaniu, kto co miał pod maską. Chcieliśmy się jedynie rozerwać. Udało się.
Zjechaliśmy na bok, po czym obaj opuściliśmy samochody z uśmiechami. Zbliżyliśmy się do siebie, mierząc się spojrzeniami, aby choć trochę zachować pozory. Niestety, żaden z nas nie był dobrym aktorem. Zaśmialiśmy się i uścisnęliśmy swoje dłonie. Poklepałem blondasa po plecach, mówiąc, że świetnie się spisał. Odpowiedział mi tym samym, po czym wcisnął mi do rąk kluczyki Challengera. Plan startował. Pozwoliłem mu oddalić się kilka metrów dalej, po czym zawołałem go. Odwrócił się, unosząc pytająco brwi. Bez słowa oddałem mu jego własność.
- Żartujesz – mruknął, patrząc na kluczyki z niedowierzaniem. Wzruszyłem ramionami, wywracając oczami. Co jego, to nie moje, koniec. Nim się zorientowałem, Niall zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Byłem niemal pewien, że mnie udusi. Na szczęście obyło się bez dodatkowych przygód.
Kiedy on w końcu odszedł, aby cieszyć się nową zdobyczą, ja odnalazłem w tłumie postać Ellie. Stała na uboczu, kręcąc się delikatnie w rytm piosenki w tle; chyba ją lubiła.
Podszedłem do niej, szczerząc się od ucha do ucha.
- Widzę, że świetnie się bawisz – powiedziałem, umieszczając ręce w kieszeniach.
- Myślałam, że zdążyłeś zauważyć, że przy Coldplay zawsze się świetnie bawię – odwzajemniła mój uśmiech, podchodząc bliżej. – Gratuluję wygranej – mruknęła, unosząc lekko głowę, by patrzeć na moją twarz. Chciałem podziękować, ale dziwnym trafem, nie byłem w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa. Ponownie zaniemówiłem, napotykając jej ciemne tęczówki. Kurwa mać.
- Ale nie dostałem żadnej nagrody – burknąłem ledwo słyszalnie, na chwilę odzyskując zdolność mowy. Przełknąłem ciężko ślinę. Musiałem się opanować.
- Więc się o nią upomnij – zaśmiała się, wzruszając ramionami tak, jak ja kilka minut wcześniej. Przekrzywiłem lekko głowę. Ona sama tego chciała, to wszystko było jej winą.
- Więc nie waż się na mnie wkurwić – powiedziałem i zanim zdążyłem to ponownie przemyśleć, jednym krokiem pokonałem dzielącą nas odległość i ujmując jej twarz dłońmi, przywarłem swoimi ustami do jej. Przez chwilę wydawała się kompletnie zdezorientowana, jakby sama nie wiedziała, co robić, jednak nie musiałem czekać długo, by oddała pocałunek. Nie wierzyłem, że to się działo. To nie mogło się dziać, ale, do cholery, było tak boleśnie prawdziwe. Przesunąłem swoje dłonie na jej biodra, przysuwając ją jeszcze bliżej, zamykając jakąkolwiek przestrzeń, która między nami istniała.
- Nie wiem, co to za piosenka – mruknąłem, odrywając się od niej na kilka sekund. – Ale od dzisiaj jest moją ulubioną – dodałem, ponownie złączając nasze wargi. Nie protestowała, nie odepchnęła mnie, nie zrobiła nic, co kazałoby mi myśleć, że czuje się inaczej niż ja. Chyba nią również zawładnęło to samo, co mną. Co dokładnie? Ciężko stwierdzić. W każdym razie, przypominało trochę uczucie na haju.
--
Także ten, sytuacja wygląda tak, nie inaczej, mi pasuje XD W każdym razie, hej, to już połowa! Wytrzymaliście dotąd, może dacie radę dalej? :D Dziękuję za każdy pojedynczy komentarz, uwielbiam słyszeć Wasze opinie! xx

2 komentarze:

  1. Aaaa! Pocałowali się! =D
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam przed chwilą całe twoje opowiadanie i stwierdzam, że jest świetne. :-) zapisałam je na liście czytanych blogów. Będę wpadać. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń