środa, 27 maja 2015

Rozdział 21.

Nie wiem, co to za piosenka, ale od dziś jest moją ulubioną. Jego słowa huczały w mojej głowie, nie ze względu na ich wagę, a alkohol, buzujący w moich żyłach. Wypiłam tylko dwa kieliszki, a czułam się jak po wchłonięciu kilka razy tyle. To jedynie kilkadziesiąt mililitrów jakichś kolorowych drinków, nie butelka wódki bez przepitki. Więc dlaczego czułam się jak pijana idiotka?
Mimo wszystko, wciąż nie odrywałam się od Louisa. Zresztą, nawet gdybym chciała, nie wiedziałam, czy by mi na to pozwolił. Wbijał palce w moje biodra, napierał na mnie całym swoim ciałem, a ja utrzymywałam równowagę tylko dzięki dłoniom zaciśniętym na jego karku. Czułam jego usta na swoich, jego język na moim podniebieniu. Nie walczyliśmy o dominację, ja byłam tą uległą, zawsze dawałam przejąć kontrolę facetowi, a w tym przypadku, chłopakowi zdecydowanie to nie przeszkadzało. Odnosiłam wręcz wrażenie, że taki stan rzeczy jak najbardziej mu pasował.
Minęła dość długa chwila, sama nie byłam pewna, ile to wszystko trwało. Szatyn odsunął się ode mnie, co skwitowałam jedynie niezadowolonym pomrukiem. Uśmiechnął się do mnie, oblizując wargi i rozluźniając swój uścisk. Spojrzał na mnie z góry, a ja zmarszczyłam lekko brwi, starając się przy okazji nie wyglądać jak gówno. Nie ukrywam, było ciężko. Naprawdę nie miałam pojęcia, co piłam, skoro czułam się aż tak źle. Dawali, to wzięłam. Proste, logiczne, wolałam wlewać w siebie alkohol niż myśleć o wyścigu Louisa. Chciałam choć na chwilę zapomnieć, że coś mogło mu się stać... Główny powód, dla którego w ogóle sięgnęłam po kieliszek.
- Mam rozumieć, że nie jesteś wkurwiona? - Zaśmiałam się w odpowiedzi na jego słowa. Wkurwiona? Nie mogłabym się wkurwić o coś, co tak cholernie mi się podobało.
- Uwierz, że mój aktualny humor jest całkowitym przeciwieństwem zdenerwowania - mruknęłam, wciąż nie zdejmując rąk z jego szyi. Miałam idealną sposobność, by poczuć jego perfumy. Cudowne, wręcz idealne. Wspaniale dobrane i odurzające niczym najlepszy afrodyzjak.
- Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - zaczął, nachylając się nad moim odkrytym ramieniem. Musnął je delikatnie ustami, sprawiając, że przeszły mnie przyjemne ciarki. - Od kogo wzięłaś te pierdolone drinki? Przysięgam, że mu wpieprzę - dokończył, unosząc swoje oczy z powrotem na moją twarz. Spojrzałam na niego, wydymając wargi i przekrzywiając lekko głowę.
- Skąd to pytanie?
- Nie wierzę, że pozwoliłabyś mi pocałować się od tak - zaśmiał się, cofając się o krok i sprawiając, że musiałam oprzeć dłonie na jego klatce piersiowej. Zachwiałam się, jednak w miarę szybko odzyskałam równowagę. Pod palcami mogłam wyczuć jego doskonale zarysowane mięśnie, przyprawiające mnie o szybsze bicie serca. Cholera, był tak... Perfekcyjny.
- Uwierz, tobie dałabym się pocałować i bez alkoholu - uśmiechnęłam się, ponownie zmniejszając dystans między nami. Chłopak prychnął pod nosem, kręcąc głową z rezygnacją.
- Nie powiedziałabyś tego na trzeźwo i w sumie, chyba wolę cię bez procentów. - Przesunął dłonią po mojej talii, by po chwili odsunąć się jeszcze bardziej. Znów zatoczyłam się lekko, co nie umknęło uwadze mojego towarzysza. Niemal natychmiast objął mnie ramieniem i podtrzymując cały mój ciężar, udał się w kierunku samochodu.
- Nie rozumiem, po co starasz się ukrywać złość, skoro widać, że coś cię strasznie irytuje. Mnie tak łatwo nie oszukasz - pstryknęłam go w nos, choć w sumie, sama nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. Reakcja była mimowolna. Tak na dobrą sprawę, nie miałam pojęcia, jak udało mi się w ogóle trafić, skoro wszystko widziałam podwójnie. Podwójnie? Wróć! Potrójnie.
Louis pokręcił głową, otwierając drzwi auta. Usadził mnie na fotelu pasażera, po czym zapiął pasy bezpieczeństwa, jakby bał się, że naglę postanowię uciec. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, choć sama nie wiedziałam, dlaczego. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Jesteś taki śmieszny, kiedy zachowujesz się jak mój ojciec. On też zawsze każe mi zapinać pasy, chyba nawet nie wie, że mam prawo jazdy - znów zaczęłam się śmiać z własnych słów. Chciałam się uspokoić, ale jakoś dziwnym trafem, nie potrafiłam. Zaczęłam się zastanawiać, co właściwie wypiłam, ale przerwały mi króliki. Zaraz, jakie króliki? - A co, jak to zające? - zapytałam, nagle odzyskując powagę.
- Zające? - powtórzył Louis, zupełnie, jakby ich nie widział. W sumie, nie mógł widzieć. Ale kogo to obchodziło? One tu były. Skakały. Białe, puchate i wyjątkowo miłe. Chciałam jednego pogłaskać, ale nie wiedzieć czemu, kiedy wystawiłam rękę w jego kierunku, on odskoczył w bok. Dziwne, wydawał się taki przyjazny...
- Możesz tu, proszę, poczekać? - Dotarł do mnie głos szatyna. Przeniosłam na niego swój zupełnie rozkojarzony wzrok, ponownie widząc go w trzech odsłonach. Ochoczo pokiwałam głową, bo choć nie wiedziałam do końca, o co mu chodziło, nie chciałam się z nim kłócić. - Wrócę za kilka minut, nie ruszaj się stąd.
Z tymi słowami zamknął mi drzwi przed nosem, a potem mogłam jedynie obserwować, jak odchodzi w głąb tłumu. Rozejrzałam się po wnętrzu pojazdu. Nie dostrzegłam żadnych guzików, najwidoczniej nie było tu radia. Szkoda, miałam ochotę na muzykę. Niekoniecznie tą słyszalną z zewnątrz.
Choć w sumie, jakby się przysłuchać, nie była taka zła. Uśmiechnęłam się pod nosem, nucąc kolejne wersy „We Found Love". Nie miałam pewności, czy na pewno to grali. Możliwe, że po prostu to sobie wyimaginowałam, jednak słyszałam to tak wyraźnie, że nie mogłam powstrzymać się od przykrego dla ucha zawodzenia.
Zaprzestałam od razu, gdy drzwi od strony kierowcy stanęły otworem, a przede mną jakby znikąd wyrosła Amy. Posłałam jej krzywy uśmiech, którego niestety nie odwzajemniła. Może ktoś mógłby jej podać to samo, co mi? Może stałaby się równie radosna?
- Wytłumacz mi, jeśli możesz, co zrobiłaś Louisowi? - padło pytanie, które na kilka sekund zawisło w powietrzu. Zamknęłam na chwilę oczy i podwinęłam nogi pod siebie. Właściciel tego samochodu zabije mnie, gdy tylko zobaczy śladowe ilości brudu na fotelach, pomyślałam, z uporem ocierając podeszwy o tapicerkę.
- A co miałam mu zrobić? - zapytałam, niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc. Dziewczyna spojrzała na mnie jak na idiotkę, a ja wciąż nuciłam pod nosem Rihannę, z tym, że o wiele ciszej, by nie narazić koleżanki na uszczerbek na słuchu.
- Nie wiem co, ale cię pocałował, widziałam przecież - stwierdziła nagle, przerywając krępującą ciszę, zakłócaną jedynie moim wyciem. W tym momencie nawet ono ucichło. Popatrzyłam na nią, mrużąc lekko oczy.
- Jak pocałował? - Uniosłam brwi, na co brunetka prychnęła z dezaprobatą.
- Pewnie dobrze, nie wiem, to ty mi powinnaś powiedzieć - warknęła, zaplatając ręce na piersi i zaciskając pięści. Chyba ją czymś wkurzyłam. - Powiedz mi, jak go do tego namówiłaś? Obciągnęłaś mu na boku? Poderwałaś na słabą gadkę o swojej bolesnej przeszłości? Może zaproponowałaś mu seks po wyścigu? Pewnie się zgodził, inaczej nie siedziałabyś w tym samochodzie...
- Ej, ej, ej! Koleżanko, ja rozumiem, że zazdrość wyżera ci wnętrzności kawałek po kawałku, ale wiesz, nie ma tego złego, co by ci na dobre nie wyszło, co nie? - powiedziałam, szczerząc się jak głupi do sera. Albo mysz do sera? Co lubi ser? Nie lubiłam sera. Więc w moim przekonaniu, głupi lubi ser. Czyli głupi do sera. Albo coś spieprzyłam. - Nie pamiętam, żebym go w ogóle całowała, a co dopiero, jak do tego doszło. Jego pytaj, on chyba był trzeźwy. Tak myślę... Ej! Jakby był pijany, to to by wyjaśniało, czemu mnie pocałował! Czyli wcale nie musiałabym się z nim pieprzyć! - zaśmiałam się, a dziewczyna popatrzyła na mnie z lekkim przerażeniem wymalowanym na twarzy. - Nawet po pijaku wyciągam lepsze wnioski niż ty. Musisz mnie nienawidzić, prawda?
- Prawda - odparła bez żadnych ogródek. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, więc po prostu siedziałam, udając niewzruszoną. Dziwne, że w ogóle przejęła mnie jej opinia. Wolałam zwyczajnie poczekać, aż Louis wróci i wyjaśnić to wszystko z nim, zamiast gdybać z wredną współlokatorką. Śmieszne, miałam ochotę nazwać ją psychopatką.

Louis' POV

Przyparłem gnoja do ściany, mierząc go spojrzeniem. Byłem wkurwiony jak rzadko kiedy, a on wyglądał na przerażonego. W pewnym stopniu mnie to cieszyło. Wiedziałem, że pierdolone ekstazy w drinku Ellie to sprawa tego chuja. A w sumie, to wina Bouncera, bo byłem niemal pewien, że to on rozprowadzał to gówno.
Młody rudzielec wlepiał we mnie swoje wielkie oczy, do reszty przepełnione strachem. Cudowny widok, choć nie ukrywam, że irytował mnie jego kolor włosów. Podchodziło to pod pomarańcz i jeśli miałem być szczery - najchętniej albo bym go przefarbował, albo zgolił na łyso, byle by tylko nie widzieć tego przykrego dla oka odcieniu.
- Dobra, kolego. Porozmawiajmy szczerze - burknąłem, coraz mocniej ściskając jego ramię. - Suniemy po kolei. Po pierwsze, dałeś drinka mojej koleżance? Nie radzę kłamać - dodałem szybko, widząc, jak otwiera usta, które po krótkim namyśle zamknął. Pokiwał głową, na co po raz kolejny pieprznąłem nim o ścianę. - Po drugie, kto kazał ci to zrobić? Odpowiedz na to, a wypuszczę cię bez obitej mordy. Co powiesz na taki układ?
- Carter - odparł szybko, bez najmniejszego zawahania. Zmarszczyłem brwi. - Jonathan Carter.
- Kto to, do chuja, jest? - warknąłem, zbliżając swoją twarz do jego. Czułem, jak się trzęsie i nie mogłem ukryć, że czerpałem z tego niesamowitą przyjemność. Uśmiechnąłem się półgębkiem. - Mów, młody. Uwierz, że bez problemu znajdę adres twojej laski. Widziałem ją. Całkiem ładna blondyna. Mój kumpel szuka kogoś do pieprzenia, myślę, że przy dobrej zachęcie nawet ona się zgodzi.
- Przyjechał niedawno - odpowiedział szybko, a jego ton nagle przybrał na pewności. Czyżbym właśnie trafił w jego słaby punkt? - Jest nowy, nikt nie wie, jak wygląda, ale dane są na pewno prawdziwe, jedyne, co udało mi się wyciągnąć ze źródła. Więcej nie powiem, bo nie wiem, ale proszę, zostaw Cassie w spokoju.
- Żartowałem - zaśmiałem się, rozluźniając uścisk na jego koszulce. - Nie widziałem cię z żadną dziewczyną. Strzelałem. Dziękuję za informacje, miło się robiło interesy - uśmiechnąłem się, w jednej chwili puszczając chłopaka, który osunął się na ziemię.
Nie trudno było wysnuć wnioski - w mieście był nowy gracz, a jego celem stałem się ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz