poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 4.

Samochód stał zaparkowany kilka przecznic dalej, wyróżniając się pośród najróżniejszych pojazdów, które, nie oszukujmy się, wyglądały przy nim jak zwyczajne, stare graty. Krople deszczu spływały leniwie po wypolerowanej na głęboki połysk masce, idealnie czystej szybie i błyszczącym nawet w takiej pogodzie dachu. Światła zamrugały pomarańczem, gdy Louis nacisnął przycisk, zwalniający blokadę. Z uśmiechem podszedł od strony pasażera i otworzył dla mnie drzwi.
- Uważaj, dopiero co sprzątałem, więc nie życzę sobie błota na wycieraczkach – burknął, gestem zachęcając mnie do usadowienia się na fotelu. Fuknęłam cicho, mrucząc pod nosem coś w stylu „zawsze mogę iść z buta”, jednak nie odważyłam się wypowiedzieć tego głośniej. Drugi raz wolałam nie popełniać tego samego błędu, odrzucając jego pomoc.
Obszedł auto z przodu, dzięki czemu miałam idealny widok na jego sylwetkę. Po raz kolejny mogłam przypatrzeć się długim nogom, wysokiej posturze i oklapniętej grzywce, wystającej spod kaptura granatowej bluzy. Westchnęłam głęboko i spuściłam wzrok, gdy tylko pociągnął za klamkę. Zasiadł na siedzeniu kierowcy, zatrzasnął za sobą drzwi i wsunął kluczyki do stacyjki. Wraz z rykiem silnika pojawił się również ciepły powiew z kratek klimatyzacji oraz pierwsze dźwięki „Wonderwall” w wykonaniu Oasis. Nie mogłam powstrzymać się od delikatnego uśmiechu, gdy do moich uszu dobiegały kolejne słowa, wprost z ust Liama Gallaghera. Była to zdecydowanie jedna z moich ulubionych piosenek ostatniego dwudziestolecia. No dobrze, zaraz po sześciu albumach autorstwa Coldplay. Szkoda tylko, że cały mój hackerski dorobek w postaci przeszło pięciuset, pobranych na torrentach utworów, szlag trafił.
Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa. Tym razem jednak nie za sprawą słów, a cichego nucenia wraz z wokalistą. Przeniosłam wzrok ze swoich kolan wprost na jego twarz, a widząc na niej dogłębne skupienie, kąciki moich ust uniosły się jeszcze wyżej. Chłopak uchylił lekko wargi, spomiędzy których wydobywały się idealnie czyste dźwięki, ciesząc ucho podobnie, jak głos frontmana Oasis. Zresztą, mogłam dopatrzyć się nawet pewnego podobieństwa w barwach.
- Czemu znowu się na mnie gapisz? – zapytał z westchnieniem, a ja natychmiast odwróciłam głowę, uciekając przed spojrzeniem jego błękitnych tęczówek. Usłyszałam prychnięcie, a w myślach od razu pojawiło się wyobrażenie jego delikatnego uśmiechu.
- Nie sądziłam, że słuchasz takiej dobrej muzyki – mruknęłam niewyraźnie, opierając policzek na dłoni. Chłopak znów parsknął śmiechem, co zmusiło mnie, do zerknięcia w jego stronę. I choć nie odrywał wzroku od drogi, ja wciąż czułam się obserwowana.
- Zastanawiam się, czy potrafisz powiedzieć coś normalnie, zamiast bełkotać, jakbyś nie umiała używać języka – zaśmiał się cicho, na co spiorunowałam go zbulwersowanym spojrzeniem spod zmrużonych powiek. – Wolę słuchać dobrego brzmienia niż radiowego chłamu – powiedział, wzruszając ramionami. Automatycznie przekrzywiłam głowę i zmarszczyłam brwi.
- Czy kiedy pisałeś do Brooke, przeglądałeś przy okazji nasze rozmowy? Cytujesz mnie, mój drogi – żachnęłam się, będąc kompletnie oszołomioną jego słowami. Powoli zaczynałam wątpić, czy ktokolwiek byłby w stanie podzielać moje poglądy na tematy związane z muzyką. Któż by pomyślał, że odnajdę bratnią duszę w dupku, który zalał mój telefon. Los zdecydowanie mnie nie cierpiał, robiąc sobie ze mnie takie żarty.
- Uwierz mi, nigdy świadomie bym cię nie zacytował. – Posłał mi swój oszałamiający uśmiech, przy okazji nawiązując kontakt wzrokowy. Na moje policzki momentalnie spłynął rumieniec, choć nie byłam pewna z jakiego powodu. Ponownie fuknęłam w jego kierunku i odwróciłam się tyłem do niego. Wolałam wsłuchiwać się w cudowne brzmienie kolejnych, perfekcyjnie wyselekcjonowanych piosenek, niż słuchać jego gadania. Jedno na pewno należało mu przyznać – miał zachwycający gust, podobny do mojego.
Louis zaparkował samochód pod akademikiem, na jedynym wolnym miejscu na parkingu, które zdawało się czekać dokładnie na niego. Rzuciłam krótkie, niewyraźne „dziękuję”, po czym z pośpiechem wysiadłam z pojazdu, marząc jedynie o gorącym prysznicu i świeżych, suchych ubraniach. Przemierzyłam korytarz w zaskakująco szybkim tempie, dobywając po drodze kluczy od pokoju. Wsunęłam jeden z nich do zamku i przekręciłam, sprawiając, że drzwi otworzyły się przede mną otworem. Z tym że nie z takim skutkiem, jakiego oczekiwałam. Owszem, już pierwszego dnia zauważyłam, że były stare, ale nie spodziewałam się, że dosłownie spadną z zawiasów, robiąc przy tym mnóstwo hałasu.
- Kurwa! – rozległo się w pomieszczeniu, a ja niemal natychmiast rozpoznałam głos Nialla. Zerknęłam w bok, wciąż zbyt oniemiała, by zdobyć się na jakiekolwiek słowo. – Od dobrej godziny próbuję naprawić to gówno. Nie wiesz, że się puka? – warknął, zaciskając szczękę i wodząc wzrokiem wszędzie, byle tylko nie patrzeć na mnie.
- Od czegoś mam własne klucze – burknęłam, omijając drewnianą powierzchnię i podchodząc do szafy. Wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze jeansy, podkoszulek i polarową bluzę z kapturem. Wybrałam bieliznę, chwyciłam ręcznik i pewnym krokiem wyminęłam blondyna, piorunującego mnie wzrokiem. Skierowałam się prosto do łazienki i po upewnieniu się, że drzwi na pewno nie zamierzają odpaść, a zamek jest przekręcony, zrzuciłam z siebie mokre ubrania, układając je na jednej z szafek, a kurtkę Louisa odwieszając na wieszaku.
Przekręciłam oba kurki, przez chwilę starając się ustawić idealną temperaturę wody. Gdy w końcu mi się to udało, odszukałam w obszernej kosmetyczce żel i szampon, po czym weszłam do kabiny. Gorąca woda natychmiast omiotła całe moje ciało, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze. Kąpiel była zdecydowanie tym czego było mi trzeba. Zarówno na oczyszczenie ciała, jak i umysłu, w którym aż roiło się od sprzecznych myśli, w większości związanych z błękitnookim szatynem.
Wytarłam skórę ręcznikiem, którym po chwili owinęłam się wokół. Podeszłam do lustra, patrząc krytycznie na swoje zamazane odbicie. Tusz spłynął z rzęs, tworząc dwie masywne krechy na moich policzkach. Podkład, o którym całkiem zapomniałam, w jednym miejscu odbijał się wyraźnymi plamami, a w drugim nie było po nim śladu. Z każdą chwilą nabierałam przekonania, że dzisiejszy dzień wprost mnie nienawidzi.
Z niesmakiem wyciągnęłam waciki i tonik, chcąc pozbyć się resztek makijażu. Związałam włosy w niechlujną kitkę i wzięłam się do roboty, mając nadzieję, że jak najszybciej uda mi się przywrócić się do należytego porządku. Nie miałam szczególnej ochoty na wyjście z łazienki, podczas gdy wyglądałam gorzej, niż przed wejściem do niej. Szybko zmyłam z twarzy nieproszone smugi, posprzątałam wszystkie swoje rzeczy, zrzuciłam z siebie ręcznik, który chwilę później zawisł na suszarce i zabrałam się za przebieranie. Mój brak gustu po raz kolejny dał się we znaki, niewyjaśnionym sposobem każąc mi założyć brunatny, skołtuniony materiał. Z drugiej strony, nie zamierzałam ruszać się z pokoju do końca dnia, więc co mi zależało.
Wyszłam z łazienki, natychmiast natrafiając na niebieskie tęczówki Nialla. Emanowała z nich niezaprzeczalna złość. Chyba mnie nie polubił. Posłałam mu cierpki uśmiech i bezzwłocznie udałam się do mojej części pokoju, chcąc jak najszybciej otworzyć laptopa i dowiedzieć się, co działo się w moich rodzinnych stronach. Przygryzłam wargę w skupieniu , otwierając kolejne aplikacje. Facebook, Skype, Twitter, wszystko, byle tylko być bliżej świata, od którego zostałam odcięta w momencie, kiedy straciłam komórkę.
Na wszelkich listach kontaktów jako pierwsza widniała Brooke, co skracało czas poszukiwań do zera. Uśmiech zawitał na mojej twarzy, gdy tylko podłączyłam słuchawki do komputera i kliknęłam „połącz” przy jej nazwie.
- El! – krzyknęła z entuzjazmem, sprawiając, że moje bębenki ledwo uszły z życiem. Na ekranie momentalnie pojawiła się jej roześmiana twarz, opatrzona w dwa, urocze dołeczki, których zazdrościłam jej od pierwszego dnia, gdy się poznałyśmy. Ciemne loki upięła w niezgrabny kok z tyłu głowy, a jej przeszywające, jasne spojrzenie podkreślone zostało cienkimi, czarnymi kreskami. Nawet w typowym „luźnym” stroju wyglądała powalająco.
- Brooke, nawet nie wiesz, ile bym dała, żebyś mnie stąd wyciągnęła – rozpoczęłam swój planowany wywód, mając świadomość, że nie mogę powiedzieć wszystkiego, co bym chciała, ze względu na Nialla, kucającego kilka metrów dalej.
- Aż tak źle? – uniosła brwi, a jej usta wykrzywił grymas. Pokręciłam głową; sama nie byłam pewna, co mi nie pasowało.
- Nie, nie o to chodzi – mruknęłam bez przekonania. – Ja się po prostu nie nadaję – uniosłam kąciki ust w delikatnym, gorzkim uśmiechu. Co do tej jednej rzeczy byłam pewna, nie pasowałam tutaj. Byłam zbyt nieśmiała, niechętna do nawiązywania nowych kontaktów i po prostu zbyt… zwyczajna jak na to miejsce.
- Nie pieprz bzdur, obie dobrze wiemy, że dasz sobie… - urwała nagle, gdy dobiegł do niej ten sam dźwięk, co do mnie. Po pomieszczeniu echem odbiło się donośne „ja pierdolę”, oraz trzask upadających drzwi. Przewróciłam oczami, spodziewając się, że zaraz usłyszę nieprzyjemną wiązankę, skierowaną do osoby, która odważyła się wejść do pokoju. Jednak zamiast tego, zza szafy wyłoniła się lekko przemoczona postać Louisa z moimi książkami w ręku.
- Zostawiłaś coś – posłał mi jeden ze swoich uśmiechów, mówiących „tak, jestem pieprzonym ideałem” i wystawił plastikową siatkę w moim kierunku.
- Dziękuję, nie musiałeś się fatygować – stwierdziłam, po czym odłożyłam laptopa na łóżko i podeszłam do chłopaka, aby odebrać swoją własność. Zanim jednak zdążyłam to zrobić, on podszedł do urządzenia i wyrwał słuchawki z gniazdka.
- Cześć, jestem Louis – przedstawił się, kompletnie ignorując moje zszokowane spojrzenie. Położył komputer na swoich kolanach i omiótł moją koleżankę wzrokiem. – Ellie zapewne wspominała, że to nie ona wysyłała wiadomość, mam rację? – zapytał, nie dając jej nawet chwili na przetworzenie wszystkich informacji. Brooke była naprawdę cudowna, jednak jej głupota czasami powalała na kolana. Szczególnie w niezaplanowanych sytuacjach takich, jak ta.
- Coś wspominała o jakimś chuju, który zalał jej telefon – odparła powoli, choć nie wydawało mi się, by było to spowodowane chęcią nie popełnienia gafy. Raczej urok Louisa po prostu ją onieśmielił.
- Tak, to dokładnie ja. Miło wiedzieć, że o mnie mówiła – i znów uśmiechnął się w ten swój specyficzny sposób. Oczami wyobraźni widziałam, jak moja, a właściwie jego rozmówczyni oblewa się szkarłatnym rumieńcem. – Fajnie się gada, ale muszę lecieć, na razie – zatrzasnął laptopa, zanim zdążyła cokolwiek wydukać, po czym skierował swój wzrok na mnie. Z jego oczu natychmiast zniknął przyjazny błękit, a na jego miejsce wstąpiła chłodna szarość. – Chuj, powiadasz – wypowiedział te dwa słowa w taki sposób, że moje ręce momentalnie pokryły się gęsią skórką.
- Wybacz, jeśli uraziłam twoje ego – wzruszyłam ramionami, na co on tylko westchnął głęboko i wstał z miejsca. Wyminął mnie bez słowa i nie zwracając najmniejszej uwagi na Nialla, wciąż majstrującego przy drzwiach, wyszedł z pokoju, pozostawiając mnie w lekkim zdziwieniu, a blondyna w czystej wściekłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz