środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 5.

Akademik, podobnie jak każde inne miejsce posiadał zarówno swoje zalety, jak i wady. Niestety musiałam stwierdzić, że tych drugich dopatrzeć się mogłam znacznie więcej.
Jako pierwszą uznawałam wszechobecny tłok. Tłumy na korytarzach, cztery osoby w pokoju, często widywani goście, pracownicy, rodziny. Wszędzie, gdzie tylko nie spojrzeć – ludzie. Nie byłam kimś w rodzaju demofoba. Nie alienowałam się w swojej zamkniętej przestrzeni, jednak nie zmieniało to faktu, że ceniłam sobie swoją prywatność, która zostawała naruszana z każdej możliwej strony.
Drugim minusem okazała się obecność Nialla. Muzyka elektryczna rozbrzmiewała w całym pomieszczeniu, gdy tylko przekraczał jego próg. Twierdzenie, że czuł się u nas jak u siebie, było sporym niedopowiedzeniem. To właśnie w naszym pokoju spędzał trzy czwarte doby, majstrując przy drzwiach, które sam zepsuł. Zamiast jednak zgłosić to do administracji, mimo wszelkich namów ze strony Nikki, on pozostawał nieugięty na jej prośby, za każdym razem zapewniając, że ma wszystko pod kontrolą. Przecież doskonale wiedział, jak wymienić zawiasy tak, by w ścianie nie widniały dwie, wielkie dziury.
Z kolei trzecim i chyba najgorszym aspektem były ciągłe wizyty Louisa. Nie przychodził do mnie, a do moich współlokatorek – Amy i Katy. Zapewne mogłabym ignorować jego obecność, gdyby nie posyłane w moim kierunku spojrzenia, mówiące „wciąż pamiętam, że nazwałaś mnie chujem”. Nie miałam jednak zamiaru przepraszać za swoje słowa. Szczerość czasem boli, prawda, ale jest warta o wiele więcej niż kłamstwa. Nikt nie mógł zmusić mnie do zmiany poglądów na jego temat. No, chyba, że zrobiłby to szatyn we własnej osobie. Wątpiłam, czy byłby w stanie zmienić swoje zachowanie.
Z drugiej strony, być może oceniłam go zbyt pochopnie? W końcu dwie dziewczyny, z którymi mieszkałam, wciąż śmiały się w jego towarzystwie. Wygłupiały się jak nienormalne tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Z kolei on zabawiał je marnymi żartami i rozmawiał na przeróżne tematy, choć niemal nigdy nie nawiązywał kontaktu wzrokowego z żadną z nich. Wciąż uciekał spojrzeniem na boki, wydawał się nieobecny i mimo tego, że na jego twarzy widniał uśmiech, wyglądał tak sztucznie, jak to tylko możliwe.
Jeśli o mnie chodzi, wciąż szukałam swojego miejsca. W bibliotece bezustannie przesiadywały czeredy ludzi, a ja zastanawiałam się, czy mają w ogóle pojęcie, od czego są książki. Na korytarzach spotykałam się jedynie z nieprzychylnymi spojrzeniami, nie inaczej wyglądała sytuacja w pokoju. Oprócz szatyna nie przepadały za mną również jego przyjaciółki, czyli moje dwie współlokatorki. Ani Amy, ani Kate wciąż nie zdążyły się do mnie przekonać, choć od mojego pierwszego dnia w tym miejscu minęły już dobre dwa tygodnie.
Rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami, a wraz z nim nadchodził rychły koniec lata. Jesień zaznaczała powoli swój teren, barwiąc liście i zrzucając je w coraz większych ilościach na wciąż zielone, zadbane trawniki. Słońce coraz rzadziej pojawiało się na niebie, a jego miejsce zajmowały ciemne chmury i rzęsisty deszcz. Życie w Anglii czasami potrafiło dać się we znaki.
Jedynym naprawdę sporym, zauważalnym plusem był nowy telefon. Piękny, wciąż pachnący salonem, po brzegi wypchany muzyką, zachowaną bezpiecznie na karcie pamięci z poprzedniego urządzenia. Tym razem wodoodporny. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Z pokoju postanowiłam wyjść dopiero w czwartkowe popołudnie. Strugi deszczu choć na chwilę postanowiły ustąpić miejsca słońcu, które korzystając z okazji, rzucało długie cienie na wciąż przemoczony krajobraz. Z książką w torebce, telefonem w kieszeni i słuchawkami w uszach, przemierzałam kolejne metry, zupełnie zatapiając się w dźwiękach „Summer of ‘69”. Rozglądałam się nieprzytomnym wzrokiem, poszukując jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym w spokoju usiąść i poczytać. Problem polegał na tym, że wszystkie kawiarenki, herbaciarnie, knajpy i inne przydrożne lokale, oblegane były przez tłumy ludzi, wyjątkowo głośnych i niepotrafiących poszanować faktu, że ktoś pragnąłby zaznać chwili spokoju.
W końcu, po kilkunastu minutach drogi wzdłuż przeróżnych ulic i wysłuchaniu co najmniej sześciu piosenek, dotarłam do niewielkiej, kameralnej kafejki. Ciepłe światło kilku lamp oświetlało delikatnie ceglaną kamienicę, rzucając na nią pomarańczową poświatę. Uśmiechnęłam się półgębkiem i zaciskając palce na pasku torby, przekroczyłam próg. Po całym lokalu rozległ się dzwonek, informujący ekspedientkę o nowym kliencie. Rozejrzałam się wokół i z przyjemnością zauważyłam masę przeróżnych, kolorowych kwiatów, pnących się po rdzawych ścianach. Każdy idealnie okrągły stolik zaopatrzony był w lampkę, która wyglądała jak wyciągnięta wprost z sypialni oraz dwa metalowe krzesła z poduszkami na siedziskach. Doprawdy urocze miejsce.
Zasiadłam w odległym kącie i pozbywając się z uszu słuchawek, wyciągnęłam jedną z zakupionych niedawno powieści. Nim zdążyłam otworzyć na odpowiedniej stronie, obok mnie pojawiła się kelnerka w liliowej spódniczce, z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, co podać? – spytała, unosząc lekko brwi i wyciągając zza paska notes wraz z długopisem. Otworzyłam usta na sekundę przed tym, jak przypomniałam sobie, że nie mam pojęcia, co mogłabym zamówić. Prędko sięgnęłam po cienkie menu, które na mój gust powinno pełnić bardziej rolę dekoracji i szybko przewertowałam jego strony.
- Poproszę zieloną herbatę – powiedziałam w końcu, nie chcąc, aby czekała przy stoliku dłużej, niż to konieczne. Zapisała moje zamówienie na kartce, po czym wróciła spojrzeniem do mnie.
- Coś jeszcze?
Pokręciłam głową w odpowiedzi, a ona posłała mi kolejny uśmiech i odeszła od stolika prężnym krokiem. Westchnęłam ciężko, zaciągając się przy okazji słodkim zapachem wanilii i piernika, roznoszącym się w powietrzu. Zastanawiało mnie, dlaczego tłumy ominęły tą lokację. Oprócz mnie siedziały tu tylko trzy osoby, dwie z nich pogrążone w cichej dyskusji, jedna wyglądająca z zainteresowaniem na mokre ulice z kubkiem kawy w dłoniach.
Spuściłam wzrok na kolana i ponownie zajęłam się lekturą. Ominęłam podziękowania i automatycznie przeszłam do prologu, który niemal natychmiast wciągnął mnie w fabułę do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam, kiedy kelnerka podsunęła mi herbatę pod nos. Napój z minuty na minutę stawał się coraz zimniejszy, ale ja zupełnie nie zawracałam sobie nim głowy. Losy bohaterów były zbyt ciekawe, by przejmować się światem realnym. Nudnym i szarym jak pogoda za oknem.
Dźwięk dzwonka rozbrzmiał po raz trzeci w ciągu ostatniej godziny i po raz trzeci został przeze mnie zupełnie zignorowany. Cholera, wciągnęłam się. Barwne postacie, ciekawe zdarzenia, mnóstwo intryg i niedopowiedzeń, wydarzenia w powieści nabierały coraz szybszych obrotów, sprawiając, że rzeczywistość zostawała gdzieś z tyłu. I zapewne stan rzeczy nie zmieniłby się, dopóki ekspedientki nie poinformowałyby mnie, że pora zamknąć lokal, gdyby nie fakt, że ktoś postanowił je uprzedzić. Sama nie wiem, czy bardziej zdziwił mnie niespodziewany uścisk, czy słowa, które usłyszałam sekundy po nim.
- Udawaj proszę, że cieszysz się na mój widok, później ci wszystko wytłumaczę, błagam – wyszeptał tuż przy moim uchu, rozsyłając przyjemne ciarki w dół całego mojego ciała. Zmarszczyłam lekko brwi, jednak zaraz po tym na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, któremu starałam się nadać jak najwięcej szczerości. Podniosłam się gwałtownie z miejsca i czując, jak cierpną mi nogi, uścisnęłam Louisa w teatralnym, powitalnym uścisku.
- Masz szczęście, że jestem dobrą aktorką – zaśmiałam się cicho, po czym odsunęłam się i zmierzyłam szatyna wzrokiem. Spod ciemnej beanie wystawała jedynie postawiona grzywka, tułów okalała skórzana kurtka, a pod nią znalazła się bordowa koszulka. Nogi po raz kolejny odziane zostały w czarne jeansy i trampki w tym samym kolorze. I jak zawsze wyglądał cholernie dobrze.
Wskazałam na krzesło po drugiej stronie stolika, a sama zajęłam swoje poprzednie miejsce. Serwetką zaznaczyłam, gdzie skończyłam czytać i schowałam książkę z powrotem do torebki. Sztuczny uśmiech nie schodził z moich ust, podobnie zresztą, jak w przypadku mojego towarzysza. Chyba żadne z nas do końca nie wiedziało, jak się zachować.
- Jeśli mam być szczery, z nieba mi spadłaś – powiedział, gdy w końcu odłożyłam swoje rzeczy na bok i wyprostowałam plecy. Uniosłam pytająco brew, nie mając pojęcia, o co mu chodziło. – Przed kamienicą stoi dwóch kolesi. Szli za mną przez pół miasta, więc wszedłem gdziekolwiek, chcąc ich jakoś zgubić, a widząc ciebie stwierdziłem, że upozorowane spotkanie będzie perfekcyjną wymówką.
- Wymówką w jakiej sprawie? – zapytałam, marszcząc nos, gdy moje wargi dotknęły zupełnie zimnej herbaty. Odłożyłam filiżankę na stół w momencie, gdy przy naszym stoliku pojawiła się ta sama dziewczyna, która obsługiwała mnie jakiś czas temu. – Jeszcze raz to samo – mruknęłam, odsuwając od siebie spodek.
- Dla pana? – Zawiesiła wzrok na Louisie, taksując go od góry do dołu. Przeszył ją swoim błękitnym spojrzeniem, na co ta momentalnie oblała się szkarłatnym rumieńcem. Czyli to właśnie dzieje się zazwyczaj przy pierwszych kontaktach z tym chłopakiem.
- Czarna sypana, dziękuję – powiedział automatycznie. Brunetka pokiwała energicznie głową, wprawiając swój wysoko osadzony kucyk w ruch. Przygryzłam wargę, z całych sił starając się nie roześmiać. Wbiłam wzrok w swoje dłonie, studiując dokładnie każdą, pojedynczą linię i zastanawiając się, ile jeszcze potrwa ta nieco absurdalna sytuacja.
Kelnerka odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę zaplecza, szurając nogami z każdym krokiem. Z czystym rozbawieniem zerknęłam na szatyna, który z uśmiechem wpatrywał się w moją twarz, najwyraźniej starając się nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.
- Wyjaśnisz mi, o co tu chodzi? – spytałam w końcu, ponownie uciekając spojrzeniem na boki. Wolałam nie patrzeć w jego szaroniebieskie tęczówki.
- Nie mówię zbyt wiele o sobie na pierwszej randce – zaśmiał się, sugestywnie poruszając brwiami. Prychnęłam pod nosem, kręcąc głową. Czyli przechodzimy do etapu marnych żartów. No dobrze, ciągnijmy tą maskaradę.
- Nie umawiam się z nikim, kogo nie znam, a pragnę przypomnieć, że nie zdradziłeś mi nawet swojego nazwiska i wieku. Co, jeśli jesteś pedofilem, który tylko czeka na okazję, żeby mnie zgwałcić? – wzruszyłam ramionami, ponownie mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Uniósł delikatnie kącik ust i rozsiadł się wygodniej na stołku.
- W takim razie zacznijmy jeszcze raz. Louis Tomlinson, lat dwadzieścia jeden, powiedziałbym „niekarany”, ale wolę nie kłamać przy pierwszej okazji – przejechał palcami po brodzie i zwilżył wargę, wciąż nie odzywając ode mnie oczu. Powoli wprawiał mnie w zakłopotanie. – Co z tobą? Jakby na to nie patrzeć, też nigdy mi się nie przedstawiłaś.
- Nie musiałam – parsknęłam w momencie, gdy podeszła do nas brunetka w fioletowej spódnicy. Nachyliła się nad stolikiem, przesadnie starając się wyeksponować biust, odkładając naczynia na nasz stolik. Telefon rozdzwonił się w kieszeni Louisa. Posłał mi krótkie spojrzenie nad szyją dziewczyny i uśmiechnął się delikatnie, wstając z miejsca. Kelnerka zgarnęła ze stolika filiżankę z zimną już herbatą i odeszła od stolika, pozostawiając mnie samą ze świetnym widokiem na szatyna. Stał obrócony tyłem, szepcząc coś do słuchawki. Napiął mięśnie i przeczesał włosy palcami. Rozmówca najwyraźniej zdążył go zdenerwować w niecałą minutę. Ostatecznie westchnął ciężko i wsunął komórkę z powrotem do kieszeni. Podszedł z powrotem do stolika, usiadł naprzeciwko mnie i upił łyk kawy.
- Kiedy już uporasz się z herbatą, mam propozycję nie do odrzucenia – ponownie się uśmiechnął, co tym razem, chyba dla odmiany, wyglądało szczerze. Uniosłam brwi, sięgając po swoje zamówienie. – Skoro chcesz tyle o mnie wiedzieć, co powiesz na odwiedziny w moim mieszkaniu? – zapytał, a ja niemal udławiłam się napojem. Zaśmiałam się pod nosem i zmarszczyłam lekko czoło.
- Aktualnie mam ochotę wziąć nogi za pas i uciec jak najdalej. Zdajesz sobie sprawę, że wciąż szlifujesz swój wizerunek seryjnego pedofila?
- Na swoją obronę mogę powiedzieć, że Nikki i Niall już tam są. Z własnej, nieprzymuszonej woli – uniósł ręce w geście obrony. Raz jeszcze zmierzyłam go wzrokiem i pokiwałam głową, tym samym zgadzając się na jego propozycję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz