Choć teoretycznie impreza miała miejsce na dworze, większość zebranych i tak zgromadziła się w domu, głównie ze względu na bogaty wybór alkoholu w kuchni. Hucząca w uszach muzyka, dziesiątki ciał poruszających się w jej rytmie, a między nich wciśnięta ja. Uparcie starałam się wmieszać w tłum, mając nadzieję, że nie zauważy mnie Louis, który ewidentnie znajdował się gdzieś w pobliżu. Świadczyły o tym dwie rzeczy: obecność jego samochodu przed domem oraz okrzyki, rozlegające się co jakiś czas. W końcu, chyba nie na każdego wołano „Tommo”, prawda?
Nie potrafiłam tańczyć, nie wlawszy w siebie uprzednio kilku kieliszków porządnego drinka i to właśnie to skusiło mnie, by wybrać się do prowizorycznego barku. Wyjątkowo miły, i przystojny, barman podał mi Cosmopolitana, obdarzając mnie przyjaznym uśmiechem. Odwzajemniłam gest, na co chłopak zmierzył mnie uważnym wzrokiem. Jeśli reagował tak na wszystkie klientki, to aż mnie dziwiło, że jeszcze stąd nie wyleciał. Oblizał wargi, zatrzymując na chwilę spojrzenie na moim dekolcie. Wywróciłam oczami i spuściłam głowę. Widok kolorowego, wysokoprocentowego napoju był znacznie ciekawszy niż patrzenie na kolegę za blatem.
Wypiłam zawartość kieliszka duszkiem, nie zwracając uwagi na ludzi, zerkających na mnie z nieukrywanym zdziwieniem. Gdy tylko odłożyłam naczynie, barman podstawił pod mój nos kolejną porcję z bełkotem w stylu „na mój koszt”. Ciekawe, ile dziewczyn zaciągnął tym sposobem do męskiego kibla. Uniosłam brew i odsunęłam od siebie naczynie. Brunet zmarszczył czoło i zerknął na mnie, mrużąc oczy.
- Nie wiesz, że nie odrzuca się prezentów? – zapytał, opierając się o blat i przerzucając ścierkę przez ramię. Posłał mi kolejny uśmiech, który zapewne miał mówić „przecież wiem, że mogę mieć każdą”. Szkoda tylko, że ja nie byłam jedną z nich.
- Nie mam ochoty, słaba głowa da o sobie znać – mruknęłam, czując, jak za sprawą alkoholu moje policzki przybierają szkarłatny odcień. Naprawdę miałam słabą głowę.
- Tym lepiej – zaśmiał się, na co spiorunowałam go wzrokiem. Bez słowa podniosłam się z barowego stołka i ruszyłam na poszukiwania Brooke, którą zgubiłam z oczu już dobrą chwilę temu. Prawdę mówiąc, wolałam jej nie zostawiać samej. Wciąż pamiętałam, jak skończyła się nasza lipcowa impreza, a nie chciałam powtórki z rozrywki. Wystarczyło, że wyrzucili mnie już z jednego liceum.
Przyjaciółkę znalazłam przy basenie. Siedziała na jego krawędzi, gawędząc z kimś zawzięcie, trzymając w dłoni jakiegoś drinka i poruszając stopami w wodzie. Jak zawsze, to ona lepiej odnajdywała się w tłumie. Ja wręcz go nienawidziłam. Ścisk i przepych zdecydowanie nigdy mnie nie kręciły. Nie lubiłam znajdować się w centrum uwagi, przyciągać spojrzenia. Z Brooke było wręcz odwrotnie, ona kochała to wszystko, czego ja za wszelką cenę pragnęłam uniknąć.
Podeszłam bliżej i już miałam nachylić się w jej stronę, by poinformować ją, że prawdopodobnie zaraz zmyję się do akademika, gdy nagle silne ręce uniosły mnie w górę. Rozejrzałam się na boki, nie rozumiejąc nic z zaistniałej sytuacji. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że chłopak, który mnie podniósł, biegiem zbliżał się w stronę zbiornika wody. To chyba jakieś żarty.
Nim zdążyłam się obejrzeć, zarówno ja jak i mój napastnik, znaleźliśmy się pod taflą chlorowanej cieczy. Najszybciej jak mogłam, wynurzyłam się na powierzchnię. Wręcz zakrztusiłam się powietrzem, gdy tylko uzyskałam do niego dostęp. Dopiero po chwili uregulowałam oddech i w końcu mogłam wyraźnie spojrzeć na całą sytuację.
Niall właśnie podpływał do brzegu, nawet nie oglądając się za siebie. Nieważne, że widziałam jedynie jego plecy i tył głowy. Bez problemu mogłam sobie wyobrazić ten zadowolony z siebie uśmieszek. Wyszedł na brzeg i dopiero wtedy na mnie zerknął.
- Ellie? – zdziwienie przebrzmiewało w jego głosie. – Czego tak sterczysz w tej wodzie, wyłaź, przeziębisz się, głupia – powiedział, otrzepując mokre włosy. Podał mi rękę, aby pomóc mi się wygramolić, co, na dobrą sprawę, przyjęłam z wdzięcznością. Na tyle, na ile wdzięcznym można być wobec człowieka, który chwilę wcześniej wrzucił cię do basenu, niszcząc tym samym zarówno nową sukienkę jak i buty.
- Zabiję cię – warknęłam przez zęby, widząc, w jakim stanie był mój strój. Blondyn zmierzył mnie spojrzeniem, by po chwili odwrócić wzrok wyraźnie zmieszany. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło. Jeszcze raz zerknęłam na swój ubiór i dopiero po chwili zrozumiałam, w czym rzecz. Sukienka bez ramiączek nie była dobrym pomysłem. Nawet nie zauważyłam, kiedy zsunęła się lekko, ukazując spory fragment czarnego koronkowego stanika.
- Louis wie, że tu jesteś? – zapytał, gdy ja mocowałam się z błękitnym materiałem, który za nic nie chciał wrócić na swoje pierwotne miejsce.
- Nie, raczej nie. Dlaczego? – Zerknęłam na rozmówcę, natychmiast napotykając jego błękitne rozbiegane tęczówki, które po chwili omiotły mnie z góry na dół.
- Myślę, że zadowoliłby go taki widok – zaśmiał się, a ja w chwilowym szoku zaprzestałam starań z moją garderobą. Nim zdążyłam się powstrzymać, ponownie wepchnęłam Nialla do wody, nie mając ochoty dalej go oglądać. Wstałam z miejsca, po raz ostatni poprawiając strój, zdjęłam szpilki, chwyciłam je w dłonie i na bosaka skierowałam się do toalet. Musiałam odetchnąć choć przez chwilę, aby nie dać się do końca zwariować.
Gdy tylko znalazłam upragnione pomieszczenie, zamknęłam za sobą drzwi i upewniwszy się, że zamek jest przekręcony, osunęłam się na ziemię. Oparłam głowę o chłodne płytki, zamykając oczy. Niedawno tu przyszłam, a już czułam się wykończona, jakbym przebiegła co najmniej maraton. Imprezy potrafiły mnie zmęczyć w naprawdę krótkim czasie.
W ciszy, przerywanej jedynie rytmicznym dudnieniem, dobiegającym z dołu, rozmyślałam nad… Wszystkim. Nad tym, co w danym momencie robiła Brooke; może mnie szukała? Nad tym, co pomyślał o mnie Niall, gdy przeze mnie po raz kolejny wylądował w basenie. Pewnie miał mnie za sukę, słusznie zresztą. Najbardziej jednak, i to od dłuższego czasu, nawiedzała mnie myśl o tym, co na mój temat sądził Louis. Znając życie, miał mnie za skończoną panikarę, w dodatku wyjątkowo humorzastą i rozpieszczoną. Cóż, nie mogłam zaprzeczyć, nawet, gdybym chciała. Jedynie brunetka, która błąkała się gdzieś po posesji, zawsze przekonywała mnie, że tak naprawdę byłam wspaniałą osobą. Pytanie tylko, ile w tym prawdy?
Przecież wiedziałam doskonale, jak się zachowuję. Wiedziałam, jakie zdanie mieli o mnie inni, ale nie robiłam nic, żeby jakoś temu zaradzić. Szczerze, wolałam żyć jako „ta wredna” z kilkoma osobami przy boku, niż być rozchwytywana na wszelkie strony i sposoby. Każdy wiedział, że należałam do tej „elitarnej paczki”, więc to zapewniało mi respekt, do którego chyba za bardzo się przyzwyczaiłam. Zapomniałam, że nigdzie indziej nie będę traktowana jak księżniczka. Zapomniałam, że czasami powinnam zawalczyć o swoje, zamiast chować się za maską tej opanowanej i zimnej.
Wstałam gwałtownie z podłogi i natychmiast podeszłam do lustra. Wodoodporny tusz spełnił swoje zadanie, pozostając w stanie niemal idealnym, gorzej z podkładem, który tworzył nieregularne stróżki wzdłuż mojej twarzy. Właśnie w takich chwilach cieszyłam się, że moja cera była niemal idealna. Szybko przeszukałam szafki w poszukiwaniu toniku i jakichś wacików. Nie zawiodłam się na organizatorce. Wszystko, czego potrzebowałam, znalazłam w jednym miejscu, dzięki czemu pozbyłam się resztek makijażu prędzej niż przypuszczałam. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, z zadowoleniem zauważając, że przez te dwie minuty wiele się we mnie nie zmieniło. Wciąż wyglądałam tak samo źle. Chyba że to alkohol mieszał mi w głowie.
Mimo wszystko, postanowiłam, że zaryzykuję i ponownie stanę twarzą twarz z barmanem. Niechętnie, bo niechętnie, ale zbyt mocno potrzebowałam drinka, by przejmować się jego obecnością. Skoro już ustaliłam z samą sobą, że muszę porozmawiać z Louisem, nie mogłam się wycofać. Doskonale wiedziałam, że jeśli nie zabiorę się do tego w najbliższym czasie, prawdopodobnie nie zrobię tego w ogóle. Znałam siebie zbyt dobrze, zdążyłam zauważyć, jak bardzo alkohol zmieniał moje poczynania. Do czwartego kieliszka byłam po prostu bardziej otwarta. Od piątego zazwyczaj zaczynałam tracić głowę.
Wzięłam głęboki oddech i odblokowałam zamek. Nacisnęłam na klamkę i popchnęłam białe drzwi, które ustąpiły, jednak zatrzymały się w połowie, natrafiając na jakąś przeszkodę. Szybko wychyliłam głowę zza drewnianej powierzchni, by zobaczyć, w co tak właściwie uderzyłam. Odsunęłam się na kilka kroków, widząc zalanego w cztery dupy faceta, patrzącego na mnie z góry. Na oko był mniej więcej wzrostu Louisa, nieco gorzej zbudowany, choć może tracił na całokształcie w obliczu pijaństwa, kto wie.
- Przepraszam – pisnęłam niezwykle wysokim głosem, którego zupełnie się po sobie nie spodziewałam. Chłopak zmierzył mnie spojrzeniem, a po chwili na jego twarzy pojawił się nikły, a zarazem niepokojący uśmiech. Starałam się wycofać, jednak uniemożliwiły mi to jego dłonie, które oplótł wokół moich nadgarstków. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, pociągnął mnie do siebie z taką siłą, że uderzyłam w jego klatkę piersiową.
- Kochanie, jesteś dla mnie aż taka mokra – mruknął gardłowym głosem, sprawiając, że przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze. Zaciągnęłam się powietrzem, gdy jego palce powędrowały do górnej części sukienki i odgięły lekko jej materiał. Korzystając z okazji, że puścił jedną z moich rąk, wyrwałam się gwałtownie. Śledził każdy mój ruch swoimi ciemnymi tęczówkami, przeczesując jasne włosy i bezustannie zwilżając wargi. – Uparta? I dobrze, lubię zabawę w kotka i myszkę – zaśmiał się, znów zmniejszając odległość między nami.
- Zaraz zacznę krzyczeć – starałam się brzmieć w miarę pewnie, jednak moje próby skończyły się na niemrawym szepcie, który tak czy siak usłyszał.
- Nie wątpię, że będziesz – prychnął, przejeżdżając swoimi zimnymi dłońmi po moich nagich ramionach, powodując tym samym gęsią skórkę. Nachylił się w moim kierunku, na co wstrzymałam oddech. – Pode mną wszystkie krzyczą.
- Dobra, starczy – usłyszeliśmy nagle i znikąd zmaterializował się przed nami Louis we własnej osobie. Cholera, nie mógł mieć lepszego wyczucia. Odepchnął lekko faceta, który jeszcze kilka sekund wcześniej się do mnie przystawiał. Zerknął na mnie przez ramię i całą uwagę ponownie skupił na nim. – Nie wiesz, że trzeba trzymać łapy przy sobie? Pomyśl, zaciągnąłbyś ją do tego pierdolonego kibla, ona zaczęłaby piszczeć, jak myślisz, kto by na tym więcej stracił?
Nie odpowiedział, był zbyt zajęty wpatrywaniem się we mnie z nieobecnym wyrazem twarzy. Szatyn westchnął cicho i podszedł jeszcze bliżej do chłopaka z płowymi włosami. Stanął obok niego i przerzucił rękę przez jego barki. I od tej chwili oboje się na mnie gapili. Świetnie.
- Ładna, co? – zapytał Louis z delikatnym uśmiechem. Drugi z nich pokiwał głową. – Pewnie chciałbyś ją przelecieć. Albo już teraz wyobrażasz sobie, jakie to musi być uczucie, gdy jej usteczka oplatają cię w całości. – I znów przytaknięcie. – Chciałbyś, żeby krzyczała twoje imię, prawda? – Kolejna twierdząca odpowiedź. – Cóż, w takim razie mam propozycję nie do odrzucenia – uniósł kąciki ust jeszcze wyżej niż chwilę wcześniej. Już miałam się wycofywać, gdy nagle jego pięść wylądowała na brzuchu mojego napastnika. – W takim razie powinieneś uklęknąć i błagać, żeby nie poszła z tym wszystkim na policję, skończony debilu – dodał, puszczając materiał jego koszulki. Patrzyłam na całą sytuację, nie mogąc ukryć szoku. Co się właśnie stało?
Wlepiłam spojrzenie w chłopaka stojącego naprzeciwko. Wzruszył ramionami i parsknął cicho śmiechem.
- On już prawdopodobnie cię nie przeprosi – wskazał na zwijającego się na ziemi faceta. – Ale ja liczę na podziękowania – uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy.
Stałam przez chwilę, bez ruchu wpatrując się w niego bez słowa. Dolna warga zaczęła mi niebezpiecznie drżeć i wiedziałam, że zaraz się rozryczę. Szybko rozejrzałam się dookoła, szukając jakiegoś punktu wsparcia, jednak korytarz był zupełnie pusty. Opuściłam głowę, czując, jak z oczu wydostawały się pierwsze łzy. I gdy już myślałam, że czeka mnie upadek, dłoń Louisa znalazła się na wysokości mojej talii, podtrzymując mój ciężar.
- Podziękujesz później. Teraz chodź, nie chce mi się tu dłużej siedzieć – mruknął i nie czekając na moją odpowiedź, pociągnął mnie do wyjścia. Wyglądało na to, że właśnie spłacił swój dług za dwie zniszczone bluzki i telefon.
Jaki świetny! *.*
OdpowiedzUsuńMuszę się zacząć zachwycać od początku xDD
Ten barman taki ugh... -,- Już go nie lubię, lecz za to kocham Nialla. Haha ten moment kiedy ją wrzucił do wody! :)))) A na końcu dupeek, na szczęście był Louis! Przynajmniej tyle. Shippuję ich :D
Czekam do następnego i dodaję się od obserwatorów!
Ściskam i życzę weny :D
disguise-fanfiction.blogspot.com