niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 9.

- Ona nie może być stawką – widziałam, jak Louis zaciska ręce w kieszeniach, jak jego klatka raz za razem podnosi się i gwałtownie opada. I nagle nie byłam pewna, które z nas bardziej się zdenerwowało. Z jednej strony, nie mogłam ukryć swojego przerażenia i zażenowania całą sytuacją. Wokół mnie raz za razem rozlegały się nieprzyjemne szepty, sprawiając, że pragnęłam zupełnie usunąć się z pola widzenia, cofnąć się jeszcze bardziej, choć już chwilę temu uderzyłam w Harry’ego. Z drugiej strony, szatyn wydawał się… poirytowany? Nie, on był zwyczajnie wściekły. Wściekły do granic swoich możliwości i co najgorsze, miałam wrażenie, że z każdą sekundą jego humor diametralnie się pogarsza.
Stałam kilkanaście metrów dalej, jednak wyraźnie widziałam jego posturę. Pięści ukryte w kieszeniach kurtki, zaciśnięta szczęka, nieregularny oddech i wzrok, którym chyba pragnął zamordować delikwenta, który znajdował się naprzeciw niego. Wyglądało na to, że granica wściekłości ustąpiła już dawno temu, zwalniając miejsce budującej się powoli furii.
- Nie może? A to dlaczego? Skoro przyjechała tu z tobą, raczej nie zwraca uwagi na to, z kim idzie do łóżka – bez trudu mogłam dostrzec satysfakcję, malującą się na jego twarzy. Moje oczy powiększyły się kilkukrotnie. Czy tylko ja mam szczęście do takich dupków?
Usta Louisa wykrzywił cierpki uśmiech. To nie mogło wróżyć nic dobrego. Słynny Bouncer chyba pragnął pożegnać się nie tylko z samochodem.
- Tak się składa, że w przeciwieństwie do Claudii, ona nie jest dziwką - prychnął, przez co mina jego przeciwnika natychmiast zrzedła. Uniosłam brwi, nie ukrywając swojego zainteresowania całą sytuacją. Miałam nadzieję, że po tym zdaniu, sprawy nabiorą nieco bardziej zrozumiały obrót, bo chwilowo czułam się kompletnie zdezorientowana, podczas gdy wszyscy naokoło szeptali bezustannie. Chyba każdy wiedział doskonale, o co chodziło. Wnioskując po cichym śmiechu Harry’ego, on również kojarzył fakty.
- Nie waż się o niej wspominać, szczególnie, że twoja cudowna „Shantie” nie była lepsza – syknął Bouncer, podchodząc kilka kroków bliżej do Louisa. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu szatyn postanowił spojrzeć w moją stronę. Zmarszczyłam czoło, widząc nietypowy błysk w jego oczach. Najwyraźniej nie tylko ja go zauważyłam, bo po chwili zachrypnięte „o kurwa” wyrwało się z ust mojego ochroniarza. Miałam przesrane?
- Mam wrażenie, że ona – wskazał w moją stronę – prędzej urwałaby ci jaja niż się z tobą przespała, więc w sumie, zgadzam się – powiedział w końcu, a mój świat na chwilę się zatrzymał. Rozglądnęłam się wokoło, szukając jakiejkolwiek oznaki, że to wszystko to jeden wielki żart. Czy właśnie zostałam potraktowana jak przedmiot? Ja pierdolę, pomyślałam. Mam przejebane.

Louis’ POV

Znowu wpakowałem się w to gówno. Znowu. To już drugi, pieprzony raz. Historia lubi się powtarzać? W takim razie moje losy musiały zataczać błędne koło. Już kiedyś zrobiłem to samo. Wtedy też nie była to pierwsza lepsza dziewczyna. Co prawda sam nie potrafiłem sprecyzować, czego tak właściwie oczekiwałem od Ellie. Gdybym miał ochotę na przygodę na jedną noc, udałbym się do klubu. W końcu, chyba to jest ich główny cel, prawda? Obciąganie po kątach. Tylko, kurwa, z nią było całkiem inaczej. Nie postrzegałem jej jako laski, z którą chcę się jedynie przespać. Właściwie, nie postrzegałem jej także jako koleżanki pokroju Amy, Katy, czy kogokolwiek innego. Miałem do niej stosunek podobny jak kiedyś do Shantel, a to nie wróżyło nic dobrego. Z nią zaczęło się podobnie. Też mnie od siebie odrzucała, z tym, że ona wiedziała od początku, czym się zajmuję. Wiedziała, że nie warto wdawać się ze mną w kontakty i choć nie chciałem, musiałem się z nią zgodzić. Szkoda tylko, że koniec końców, to nie ona była moja, a ja jej. Niczego nie dostrzegając, stałem się jej zabawką, a pozbyła się mnie z mojej winy. Choć w sumie, wtedy to wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Nie zauważałem tego, jak się mną bawiła. Jak owijała mnie sobie wokół palca, a ja niczym posłuszna kukła, spełniałem wszystkie jej zachcianki. Większe, mniejsze, wszystko co chciała, dostawała jak na tacy. Nie musiała nawet prosić, a ja już byłem przy niej, pytając, czy czegokolwiek jej nie trzeba. Zrobiła ze mnie typową męską cipę, a ja zwyczajnie tego nie dostrzegałem. A może po prostu nie chciałem tego do siebie dopuścić?
W każdym razie, wiedziałem dokładnie, jak to wszystko się skończyło. Wciąż pamiętałem, jak sama przystała na propozycję oznaczenia się jako stawki wyścigu. Cały nasz „związek” trwał już jakiś czas, sam w sumie nie byłem pewien, jak długo. Tego wieczoru mój przeciwnik był wyjątkowo nadpobudliwy. Mogłem zauważyć to wcześniej, uniknąłbym nieprzyjemności.
Nie przeciągając, cała akcja skończyła się tak, że napakowany koleś na sterydach postanowił zepchnąć mnie z drogi. Zaliczyłem najgorsze w życiu dachowanie, a z samochodu wyciągnąć mnie musieli strażacy, bo choć byłem w pełni przytomny, zdrowy i maksymalnie wkurwiony, drzwi postanowiły się zablokować.
Rano, kiedy koło dziesiątej wyszedłem ze szpitala, wróciłem do domu, a w oczy natychmiast rzuciły mi się ciemne loki Shantel siedzącej na mojej kanapie. Nie zastanawiałem się wtedy, jak dostała się do środka, sam jej widok mnie pocieszał. Do czasu, gdy nie opowiedziała historii, co stało się ostatniej nocy. Nie musiałem wiedzieć, że pierdolony kutas zepchnął mnie na pobocze tylko po to, by przelecieć moją dziewczynę, która dała mu dupy łatwiej niż dziwka.
Ale Ellie, ona była zupełnie inna. Ona się nie nadawała. Ani na stawkę, ani do tego środowiska. Wciągnąłem ją w coś, w co nigdy nie powinna być zamieszana. Czy naprawdę poprzednia sytuacja niczego mnie nie nauczyła? Po raz kolejny wracałem do swoich błędów i choć postanowiłem nie angażować się więcej w relacje damsko-męskie, gdy przed oczami stanął mi widok Bouncera i Lizzy, zebrało mi się na odruch wymiotny. Jeżeli spierdoliłbym ten wyścig, spierdoliłbym jej życie, a sobie poczucie własnej wartości.
Spojrzałem na brunetkę, z ciężkim sercem odkrywając, że na jej twarzy malowało się czyste przerażenie. O Boże, czemu byłem takim chujem? Wyglądała zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Nie widziałem ani krzty typowej dla niej zadziorności. Jej oczy wyglądały na puste, pozbawione życia. Rozchyliła lekko usta, najwyraźniej nie dowierzając w to, co właśnie działo się wokół. Sprzedałem ją, do jasnej cholery.
Jeśli przegram, każę Stylesowi mnie przejechać.
Odwróciłem wzrok, kilkoma krokami pokonałem odległość dzielącą mnie od Nissana i wsiadłem do środka, trzaskając za sobą drzwiami. Kluczyki w stacyjce natychmiast uruchomiły silnik. Przyjemny, czysty dźwięk turbin dobiegł do moich uszu, jednak wyjątkowo, nawet to mnie nie uspokajało. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek byłem bardziej wkurwiony i zawiedziony samym sobą.
BMW i8 stanęło niecały metr ode mnie, na co prychnąłem śmiechem. Hybryda przeciwko klasycznemu Nissanowi GTR, zapowiadało się ciekawie. Na pierwszy rzut oka mogłem zauważyć zmiany w nadwoziu, paskudne spojlery, miękkie opony, które przy aktualnym stanie nawierzchni mogły sporo kosztować kierowcę. Znając zamiłowanie Travisa, czytaj Bouncera, do szybkich samochodów kolekcjonerskich, nie odważył się tknąć silnika benzynowego z tyłu pojazdu.
Przewróciłem oczami, zamykając szybę, sprawdzając pasy i poprzez kilka kliknięć włączając radio. Przez chwilę nasłuchiwałem, co automatyczne odtwarzanie wylosuje tym razem, dopóki nie usłyszałem pierwszych dźwięków typowo klubowej muzyki. I choć zupełnie nie miałem ochoty na coś w tym stylu, nie było czasu na bawienie się z playlistą. Koścista blondynka wyszła na środek jezdni w butach, które wyglądały, jakby ukradła je swojej matce. Skąpy strój nie wyróżniał jej od innych dziewczyn. Tylko jedna z nich nie pasowała do otoczenia, jednak to nie była odpowiednia chwila na rozmyślanie o tym, co mogło kryć się pod warstwami ubrań pewnej brunetki…
Nawet nie zauważyłem, kiedy chusta upadła na asfalt, jednak przez opóźnioną reakcję mojego przeciwnika, nie straciłem za dużo. Sprzęgło, bieg, gaz. Redukcja, gaz i kilkukrotne powtórzenie czynności na pierwszej prostej. BMW w niesamowicie wpierdalającym odcieniu żółci bez przerwy migało mi w lusterkach, rozpraszając moją uwagę. Pierwszy drift na zakręcie. Odpuściłem ręczny, gdy tylko wyjechałem z powrotem na prostą, a widząc, jak jebany kanarek mozolnie wchodzi w łuk, uśmiechnąłem się pod nosem. Wygraną miałem w kieszeni. To znaczy, miałbym, gdyby nie widok zaraz przed przednią szybą.
- Kurwa! – warknąłem pod nosem, ponownie zaciągając hamulec i operując kierownicą w taki sposób, by nie wpieprzyć się w maskę samochodu nadjeżdżającego z naprzeciwka. Czy „zamknięte dzielnice” nie powinny mieć tego do siebie, że można było na nich spokojnie pędzić sto siedemdziesiąt na godzinę, nie martwiąc się, że natknie się na korek? Gdyby nie fakt, że ostatnio Dominic postanowił wymienić cały układ hamulcowy, zapewne właśnie dzwoniono by na pogotowie odnośnie wypadku na dwudziestej alei, gdzie jakiś pirat drogowy walnął w niczego się nie spodziewającą lampę uliczną tudzież czerwone Suzuki, którego kierowca zawzięcie na mnie trąbił od dobrej minuty.
Chwila, czy to syreny?
Rozejrzałem się dookoła, kompletnie zdezorientowany. Zdecydowanie słyszałem karetkę, ale przecież byłem cały, nikogo nie zabiłem.
Cóż, ja nie, jednak co do Bouncera, to już całkiem inna sprawa, biorąc pod uwagę, że zasrany kanarek wbił się w bok czarnego Land Rovera. Cholera, ile bym dał, żeby nie musieć patrzeć, jak pierdolony szmaciarz jakoś wydostaje się z pojazdu z doszczętnie zniszczoną maską.
Przewróciłem oczami. On chciał ruchać nie swoją dziewczynę, a ja miałem zamiar mu pomóc. Kurwa, coś tu nie grało. Nawet dwie rzeczy. Po pierwsze, zdecydowanie powinienem był go zostawić na środku ulicy. Po drugie, Ellie nie była jego, fakt, ale nie była również moja, więc co mnie obchodziło, z kim sypiała? Nieważne, co. Ważne, że nie mogłem odpędzić od siebie nieprzyjemnego uczucia na myśl, że to nie byłem ja.
Chyba właśnie okazywałem zazdrość w stosunku do dziewczyny, która zapewne miała ochotę mi wpierdolić. Słusznie zresztą. Sam miałem ochotę walnąć głową w ścianę. Wolałem nie myśleć, co by się stało, gdyby Bouncer rzeczywiście wygrał ten wyścig.
- Wsiadaj – burknąłem, otwierając drzwi od strony pasażera. Jęcząc i sycząc z bólu pokuśtykał w stronę samochodu, a gdy tylko zamknął za sobą drzwi, ruszyłem w kierunku, z którego kilka minut wcześniej przyjechaliśmy. Kurwa, czekała na mnie konfrontacja z Ellie. Chyba już teraz mogłem się żegnać z moją męskością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz