sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 23.

Dlaczego po alkoholu poranki zawsze przychodziły tak szybko? Czy naprawdę nie mogłam spać, dopóki pozostałości po drinkach nie opuściłyby mojego organizmu? Byłoby tak cudownie choć raz obudzić się bez kaca, bolącej głowy, chrypy i obolałych stawów... Cholera, ta perspektywa wyglądała naprawdę wspaniale.
Powoli otworzyłam oczy i niemal natychmiast tego pożałowałam. Znajdowałam się w pokoju, którego nigdy wcześniej nie widziałam, a jakby tego było mało, na zewnątrz panował całkowity mrok. Przez uchylone okno dobiegały do mnie dźwięki świerszczy, co sugerowało jedynie, że nie znajdowałam się w centrum miasta. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdy tylko odnalazłam stojącą na stoliku nocnym lampkę. Granatowe ściany, pościel z wielkim logiem Batmana, białe zasłony i opuszczone do połowy błękitne rolety. Jedna ze ścian w trzech czwartych długości zajęta została przez potężne pianino, obok którego zauważyłam jedne z dwóch par drzwi. Łóżko, na którym leżałam, znajdowało się na środku pokoju, po jednej jego stronie stała szafa, po drugiej, dokładnie pod oknem - komoda.
Westchnęłam ciężko, zastanawiając się, w co wpakowałam się tym razem. Odrzuciłam pościel na bok i zsunęłam nogi z łóżka. Spojrzałam w dół, ze zdziwieniem odkrywając, że miałam na sobie męskie ciuchy. Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć, co tak właściwie się działo. Z jednej strony - nie pamiętałam kompletnie niczego. Z drugiej - lepiej zapomnieć, jeśli nieświadomie pieprzyłam się z jakimś oblechem, prawda?
Tak, zdecydowanie nie myślałam trzeźwo. Miałam wrażenie, że kac nie zamierzał ustąpić łatwo. Mimo wszystko wstałam z miejsca i zataczając się lekko, przestąpiłam kilka kroków do przodu. Stanęłam przed trudną decyzją, które z dwojga drzwi wybrać. Wyliczanka wskazała na te po prawej. Nie zamierzałam się kłócić z wyliczanką, no proszę, to ponoć przynosiło pecha, a w tej sytuacji wolałam nie igrać z losem.
Nacisnęłam na klamkę, spodziewając się, że zobaczę korytarz, jednak moim oczom ukazała się łazienka. Może to nawet lepiej. Kogokolwiek miałam spotkać, po wyjściu z pomieszczenia, odświeżenie się było mile widziane. Podeszłam do umywalki i niemal pisnęłam, widząc swoje odbicie w lustrze. Dziecko biedy i nędzy adoptowane przez tragedię i katastrofę. Włosy wyglądające jak gniazdo, wory pod oczami podkreślone dodatkowo rozmazanym makijażem i wypieki na policzkach. Wszystko to składało się na jeden, kompletny obraz pod tytułem „Elizabeth ma słabą głowę".
Szybko przemyłam twarz i związałam kłaki w niechlujnego koka. Przepłukałam usta płynem, znalezionym na rogu którejś z półek i niepewnie wyszłam z toalety. Drugie drzwi czekały na otwarcie, a ja nie zamierzałam z tym zwlekać. Popchnęłam drewnianą powłokę, a moim oczom ukazał się korytarz, który, mogłabym przysiąc, znałam. Zmarszczyłam brwi, słysząc czyjeś głosy dobiegające z odległego końca. Bez zastanowienia ruszyłam w tamtym kierunku.
- Oho, śpiąca królewna zmartwychwstała. Czy to czas, żeby otwierać szampana? - jako pierwszy do moich uszu dotarł głos Nialla. Potrząsnęłam szybko głową, gdy zarejestrowałam słowo „szampan". Sama wzmianka na ten temat powodowała nagły ból brzucha.
- Żadnego alkoholu; możemy opić to herbatą - burknęłam, opadając na sofę obok Louisa. Odchyliłam głowę do tyłu, przecierając twarz rękoma. - Długo spałam?
- Całkiem sporą chwilę - odezwał się szatyn. - Jest pierwsza trzydzieści, czyli mamy piątek - zauważył, a ja nagle rozszerzyłam oczy. Piątek? O kurwa.
- Czekaj, czekaj. Straciłam rachubę na środzie, gdzie uciekł czwartek? - zapytałam, prostując się i krzyżując nogi na kanapie. Salwa śmiechu przeszła przez całą grupkę moich towarzyszy. Udało mi się rozbawić nawet Stylesa, czyli sytuacja musiała być nie najlepsza. Już chwilę temu zdążyłam zauważyć, że akurat on rzadko się uśmiecha...
- Obudziłaś się trzy razy, poprosiłaś o wodę i poszłaś spać dalej. Zresztą, nic dziwnego, miałem podobnie, jak pierwszy raz ćpałem.
- Co?! - wydarłam się głośniej niż zamierzałam. Jakie ćpanie? Naprawdę nie miałam pojęcia, o czym oni gadali.
- Jakiś debil dobrał się do twojego drinka. Kojarzysz termin metamfetamina? - zapytał Louis, a moje oczy nagle chciały wyskoczyć z orbit. Zerknął na mnie z ukosa, jednak napotkawszy mój wzrok, odwrócił się w drugą stronę.
- Kojarzę. Nie wiem, może wyglądam, ale nie jestem idiotką - żachnęłam się, wywracając oczami.
- Nie o to mi chodziło - odpowiedział natychmiast, zwracając uwagę każdego, kto znajdował się w pomieszczeniu. Ponownie spuścił głowę i przeczesał włosy palcami. - Chciałem ci tylko uświadomić, że ktoś chciał ci namieszać w głowie, chuj wie w jakim celu.
- Nigdy więcej nie jadę z wami na wyścigi - burknęłam i wstałam z miejsca. Bez słowa skierowałam się do kuchni. Nie jadłam od przeszło doby, więc byłam głodna jak wilk. Na stole widziałam kanapki, jednak jako że leżały nadzwyczaj blisko Nialla, wolałam ich nawet nie dotykać. Nie chciałam stracić rąk, a na to zapowiadało się już wcześniej, kiedy dobre dwa tygodnie wcześniej weszłam do salonu z talerzem.
Lodówka, jak przystało na własność chłopców, była po brzegi wypełniona jedzeniem. Od śmieciowego żarcia po, o dziwo, zdrową żywność. Mając taki wybór produktów, postawiłam na jogurt z owocami. Może i byłam głodna, nie zmieniało to jednak faktu, że lenistwo przeważało nad innymi potrzebami.
Z miską w ręce podeszłam do stołu. Zajęłam miejsce na krześle i zaczęłam grzebać łyżką w posiłku, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą usłyszałam. Metamfetamina? Pierdolone ekstazy. Kto w ogóle wymyślił coś takiego?
- Nie mogłaś poczekać ze śniadaniem do rana? - na dźwięk głosu Louisa dosłownie kilka centymetrów za mną, podskoczyłam na krześle, wypuszczając naczynie z dłoni. Zaklęłam pod nosem, gdy szkło rozprysło się na kafelkach, a wraz z nim cały jogurt. Odwróciłam się w stronę chłopaka, mierząc go oskarżycielskim spojrzeniem.
- Nie mogłeś przestraszyć mnie dziesięć minut później? - zapytałam z wściekłością, wstając na równe nogi. Od razu podeszłam do zlewu, pamiętając, że w szafce pod nim znajdowały się wszystkie środki czystości. Chwyciłam pierwszą lepszą szmatę z brzegu i wróciłam z powrotem do stołu. To znaczy taki miałam zamiar. Koniec końców zatrzymałam się na środku kuchni, widząc, jak Louis powoli zbiera odłamki z podłogi. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, przekrzywiając lekko głowę. - Co ty robisz?
- Pomagam ci, nie widać? - odpowiedział pytaniem na pytanie, posyłając mi krótkie spojrzenie. - Jakby na to nie patrzeć, to w sumie moja wina.
Czy ja na pewno rozmawiałam z Louisem? Louisem „Tommo" Tomlinsonem, tym, który znany był z udziału w nielegalnych wyścigach ulicznych? Jakim cudem ten sam facet, uważany za „niebezpiecznego", pomagał mi w sprzątaniu?
Nie odzywając się, uklęknęłam obok niego, próbując w miarę sprawnie ogarnąć cały bałagan. Zadanie było o tyle trudne, że w dosłownie każdym miejscu natykałam się na fragmenty szkła. Nawet mnie nie zdziwiło, że po chwili rozcięłam sobie palec. To dla mnie takie typowe.
- Ja pierdolę - westchnęłam, patrząc z rezygnacją na niezbyt głęboką ranę. Już podnosiłam się z ziemi, gdy nagle silne ręce objęły mnie po obu stronach talii i podciągnęły do góry. Nie zdążyłam jakkolwiek zareagować, kiedy szatyn przesunął mnie na drugi koniec pomieszczenia, w ekspresowym tempie odkręcił kurki w kranie i nadstawił moją dłoń pod lodowaty strumień. - Dziękuję - wydukałam i ugryzłam się w język, gdy tylko przeszły mi przez myśl słowa „poradziłabym sobie sama". Nie widziałam sensu, by nawet w tej sytuacji wykłócać się o jakieś błahostki.
Chłopak znów spojrzał na mnie, tym razem pozwalając na nawiązanie kontaktu wzrokowego. W jego błękitnych tęczówkach czaiło się coś, czego do tej pory nie widziałam. Niepewność? A może raczej troska? Sama nie mogłam tego sprecyzować.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie wydobył się spomiędzy nich żaden dźwięk. Ostatecznie uśmiechnął się ciepło i kiwnął głową na znak, że przyjął podziękowanie. Mimo wszystko, ten dziwny błysk wciąż widniał w jego oczach, nie dając mi spokoju.
- Tak właściwie, skąd mam te ciuchy? - zapytałam, aby rozluźnić nieco atmosferę. Niestety, efekt był zgoła odwrotny. Louis spiął się nagle, wciągając powietrze przez zaciśnięte zęby. Jego wolna ręka powędrowała pomiędzy niepoukładane kosmyki, przeczesując je po raz kolejny.
- Pieprzyłaś coś od rzeczy - zaczął, ale znów zamilkł, jakby starał się uważnie dobrać każde pojedyncze słowo. - I tak się złożyło... Że kazałaś mi cię przebrać - chyba jednak porzucił pomysł delikatnego przekazu. Moje oczy rozszerzyły się do zaskakujących rozmiarów, kiedy dotarł do mnie sens wypowiedzianego przez niego zdania.
- O kurwa - wyrwało mi się mimowolnie, zanim zasłoniłam usta dłonią. - Przepraszam, naprawdę przepraszam. Musiałam być naprawdę porządnie naćpana.
- Przepraszasz? - powtórzył, unosząc smętnie kąciki ust. - To ja powinienem przeprosić, że się na to zgodziłem - spuścił głowę, wlepiając spojrzenie w moją dłoń, wciąż zanurzoną w wodzie. Widząc go w stanie, którego do końca nie potrafiłam opisać, zrobiło mi się przykro. Sama nie wiedziałam, czemu. Po prostu, na jego twarzy malowało się coś w rodzaju skruchy, zaburzając moje poglądy na rzeczywistość.
Bez zastanowienia objęłam go wolną ręką, wtulając głowę w jego tors. Jego koszulka pachniała w ten specyficzny sposób, który sprawiał, że przyjemne ciarki rozchodziły się po całym moim ciele. Przez chwilę nie otrzymałam żadnej reakcji, jednak nie minęło kilka sekund, gdy chłopak odwzajemnił uścisk, chowając twarz w moich włosach.
- Jesteś chyba jedynym facetem, który przeprasza dziewczynę, bo widział ją nago - zaśmiałam się, ale on, wbrew moim nadziejom, nie zawtórował.
- Tak właściwie, chciałem cię przeprosić za to, że cię pocałowałem - powiedział tak szybko, że ledwo go zrozumiałam. Gwałtownie podniosłam wzrok, niemal uderzając go w brodę. Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
- Pocałowałeś?
- Dwukrotnie - odparł niemal natychmiast, patrząc na mnie z mieszaniną niezidentyfikowanych uczuć. - I szczerze mówiąc, zrobiłbym to jeszcze raz.
Zatkało mnie. Dosłownie nie mogłam wykrztusić ani słowa. Wpatrywałam się w niego jak idiotka, całkowicie zapominając o języku w gębie i dłoni, która powoli zaczynała odmarzać ze względu na wyjątkowo niską temperaturę wody. Jasna cholera. Dlaczego to, co najlepsze działo się, kiedy byłam nietrzeźwa?

1 komentarz: