czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 34.

Czerwona czcionka na początku rozdziału nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. Osoby niegustujące w erotykach ten rozdział mogą swobodnie pominąć. W zasadzie, wszyscy mogą go swobodnie pominąć.

Jego ręce błądziły po moim ciele, a ja nie pozostawałam mu dłużna w najmniejszym stopniu. Zwinne palce wślizgiwały się pod moją koszulkę, zawijając jej kant, muskając delikatnie krawędź mojego stanika. Nasze usta wciąż były złączone w zachłannym pocałunku, którego za nic w świecie nie chciałam przerywać. Jego bliskość sprawiała, że wariowałam. Miałam ochotę zrobić rzeczy, których nigdy dotąd nie próbowałam; których dotąd wręcz się wystrzegałam. Zmieniał moje poglądy. Na lepsze? Na gorsze? Ciężko stwierdzić. Jedyne, co w tamtej chwili było pewne, to potrzeba bliskości. Potrzeba, która prędzej czy później powinna, a nawet musiała zostać zaspokojona czy to z nim, czy z kimś innym.
Pozbyliśmy się górnych części garderoby tak szybko, że mój mózg ledwo to zarejestrował. Na chwilę oderwałam się od Louisa, by omieść wzrokiem jego nagi tors. Doskonale wyrzeźbione mięśnie pokryte tatuażami, wspaniale zaznaczona linia „v"... Złapałam się na tym, że od razu chciałam przejechać wzdłuż niej, aż do samego końca.
- Czy to jest naprawdę konieczne? – wysyczał twardo tuż przy moim uchu, bawiąc się ramiączkami biustonosza. Uśmiechnęłam się zadziornie i pokręciłam przecząco głową.
- Nie bardzo – szepnęłam i zanim zdążyłam się na to przygotować, moje piersi zostały odkryte. Szatyn wprost pożerał mnie wzrokiem, jednak zmarszczył brwi, zerkając na moje nogi, wciąż opięte w legginsy. Zmniejszyłam dzielącą nas odległość poprzez niecały krok, a moje ręce natychmiast powędrowały do jego paska. – A czy to jest konieczne?
- W żadnym wypadku – powiedział, nagle chwytając mnie za uda i unosząc w górę. Odruchowo oplotłam go nogami w talii, co sprawiło jedynie, że mój biust znalazł się na wysokości jego twarzy. On jednak zupełnie się tym nie przejął i jak gdyby nigdy nic, wpatrywał się z uporem w moje oczy. Przez chwilę wydawało się, że jego lazurowe tęczówki postanowiły mnie prześwietlić, przeniknąć w głąb moich myśli i pozmieniać zupełnie ich szyk. Ich intensywność sprawiała, że całe moje ciało wiotczało i byłam pewna, że gdyby nie silne ramiona, utrzymujące mnie w pionie, już dawno leżałabym na ziemi, zdolna jedynie do okazania błogiego uśmiechu.
Bez najmniejszego problemu przeniósł mnie do swojej sypialni. Nogą zatrzasnął drzwi, do których kilka sekund później zostałam przygwożdżona. Westchnęłam cicho, kiedy jego usta znalazły się na mojej szyi. Język zakreślał mokre ślady i łagodził lekkie szczypanie, jakie pozostawiały po sobie ugryzienia. Po omacku przekręcił klucz w zamku, równocześnie stawiając mnie na podłodze. I znów moja twarz znalazła się na wysokości jego obojczyków. Cholera, mogłabym się przyzwyczaić do tego, że górowałam nad nim wzrostem. Zdecydowanie wolałam być wyższa, niż wrócić do stanu rzeczy, w którym ja robiłam za pieprzonego kurdupla.
- Przejdźmy w końcu do rzeczy, robi mi się ciasno w spodniach – mruknął, a moje ręce momentalnie powędrowały do paska jego jeansów. Z niewielkimi trudnościami odpięłam pojedynczy guzik i zamek w rozporku. Zsunęłam materiał z nóg chłopaka, tym samym klękając na chwilę tuż przed nim. Uniosłam wzrok, słysząc, jak wciągnął ze świstem powietrze. – Gdyby nie twój brak doświadczenia i mój szacunek do ciebie, przysięgam, mój penis już byłby w twojej buzi – warknął, chwytając mnie za ramiona i podciągając do góry w akompaniamencie mojego śmiechu. Czy ta sytuacja w ogóle powinna mnie bawić?
- Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak zakłopotana – burknęłam, przecierając twarz. Byłam rozpalona do granic możliwości, a on nie zamierzał odpuścić. Odsunął moje dłonie, automatycznie przyciągając moją uwagę.
- Umówmy się w jednej kwestii, przy mnie nie powinnaś udawać nieśmiałej – westchnął, a jego usta powędrowały tym razem do linii mojej szczęki, sunąc ku górze, w kierunku ucha. – Jeśli mam być szczery, tylko mnie to bardziej podnieca – dobiegł mnie jego szept, który sprawił, że znów się uśmiechnęłam.
Wystarczyło jedno krótkie spojrzenie i ponownie przywarliśmy do siebie w pocałunku. Ręce Louisa schodziły coraz niżej. Niespiesznie pozbył się moich spodenek, przez co oboje pozostaliśmy jedynie w bieliźnie; w moim przypadku, jedynie w jednej jej części. Raz jeszcze omiótł mnie wzrokiem, a w jego oczach zaświeciło coś, czego do tej pory u niego nie widziałam. Gdybym miała jakkolwiek to sprecyzować, przyszłoby mi na myśli tylko jedno słowo – pożądanie.
Bez żadnego ostrzeżenia, po prostu odsunął mnie od drzwi i popchnął na łóżko. Z cichym chichotem opadłam bezwładnie na błękitną pościel. Czułam się przez chwilę, jakbym dryfowała na morzu, czy to za sprawą koloru pierzyny, czy może oczu jej właściciela, który już po chwili zawisnął nade mną.
- Co ty ze mną robisz – mruknął, po raz kolejny muskając delikatnie moje usta. Po chwili jednak postanowił przenieść pocałunki gdzie indziej. Zasypał nimi całą szyję, dekolt, ale na tym nie kończył. Chyba nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby zignorować piersi; zanim jego wargi ich dotknęły, spojrzał na mnie, niemo pytając o zgodę. Uśmiechnęłam się, sprawiając, że odwzajemnił mój gest. Widząc go szczęśliwego, czułam się wspaniale, jednak on postanowił dać mi coś więcej. Sama nie mogłam znaleźć słów, gdy powoli zaczął ssać i przygryzać sutki. Niekontrolowane jęki wyrywały się z moich ust zupełnie nieświadomie, sprawiając, że kąciki jego ust unosiły się coraz wyżej.
Nim zdążyłam się zupełnie przyzwyczaić do tego rodzaju pieszczoty, szatyn postanowił ją przerwać. Zaprotestowałam niezadowolonym pomrukiem, co on skwitował parsknięciem.
- Skarbie, zabawa się dopiero zaczyna. – I nim zdołałam się zapytać, o co mu chodziło, on zsunął się nagle z ramy łóżka i chwyciwszy mnie za kostki, przysunął do siebie. Nie czekał na moje reakcje, po prostu zdjął ze mnie ostatni fragment materiału. Leżałam przed Louisem całkowicie naga, a ten uśmiechał się lubieżnie, cały czas się nad czymś zastanawiając. – Pozwolisz, że teraz pożegnamy delikatność.
Wolałam się nie odzywać, lecz po chwili sama nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam, wybierając taką opcję. Tym razem widziałam jego głowę pomiędzy moimi nogami i czułam, jak jego język przesuwał się bez pośpiechu po moich udach, by w końcu zatrzymać się tuż przy moim wejściu. Poruszyłam się nieznacznie, mimowolnie rozsuwając nogi szerzej niż dotychczas.
Mogłabym przysiąc, że nigdy wcześniej nie czułam takiej rozkoszy, rozpływającej się po całym moim ciele. Wydawało mi się, że moje mięśnie na raz kurczą się i rozluźniają, każdy nerw był wyczulony na jakikolwiek ruch, a zmysły nagle zostały przyćmione przez wizję tego, co działo się w moim dole. Sama nie wiedziałam, jak opisać to uczucie. Było słodko-gorzkie. Nieprzesadzone, idealne. Perfekcyjne w każdym calu i choćbym nie wiem, jak chciała, nie mogłam ująć tego inaczej. Nie, kiedy czułam, jakie cuda wyprawia język szatyna.
- Mógłbyś wreszcie przestać to odwlekać – warknęłam, gdy na dosłownie dwie sekundy zastopował swoje ruchy. Podniósł lekko głowę, spoglądając na mnie z dołu. W momencie, gdy ponownie wspiął się na łóżko, poprzednie miejsce jego języka zajęła dłoń. Powoli doprowadzał mnie do szaleństwa.
- Jak już mówiłem – szeptał, zataczając delikatne kółka i powoli wsuwając palec we mnie. Zaskomlałam cicho, doświadczając nieznanego mi dotąd przeżycia. – Sama się przyznałaś, że nie masz żadnego doświadczenia. Dziwi mnie, że na żadnej osiemnastce, imprezie, czymkolwiek, nikt cię nie posuwał. Sam mógłbym się do ciebie dobierać na okrągło.
- Nikt nie mówił, że nie próbowali – przerwałam mu, z trudem wydobywając z siebie dźwięk. Nie miałam pojęcia, jakim cudem udało mi się ułożyć w miarę sensowne zdanie. Jęknęłam znacznie głośniej niż do tej pory, gdy nagle chłopak dołożył drugi palec. Ogarnęło mnie dziwne uczucie wypełnienia, jednak nie zamierzałam zatrzymywać szatyna. Choć ból był nieco odczuwalny, przeważała specyficzna przyjemność.
- Nie jesteś tak ciasna, jak mi się wydawało – zauważył niespodziewanie z uśmiechem błąkającym się gdzieś na jego rysach. Na chwilę zapomniałam o wszystkim wokół. Mój rozum został przyćmiony przez to, co działo się poniżej mojego brzucha. Przymknęłam oczy, całkowicie oddając się w wir przeróżnych doznań, z którymi do tej pory nie miałam styczności. Ciche dźwięki mimowolnie wyrywały się z mojego gardła, gdy Louis, najwyraźniej widząc w tym jakąś zabawę, zmieniał zdanie, raz za razem poruszając palcami szybciej i znów wolniej, jakby sam nie mógł się zdecydować. Ja z kolei odchodziłam od zmysłów.
- Skończ w końcu tą grę – sapnęłam, w głębi duszy modląc się, że tym razem zrozumie, że nie żartowałam. Nie miałam ochoty na więcej wstępu. Wolałam od razu przejść do rozwinięcia, choć nie wiedziałam, czego mogłam się spodziewać. Szatyn uniósł delikatnie kąciki ust, którymi po chwili przywarł do moich, zamykając je w kolejnym pocałunku. Powoli wysunął ze mnie palce, co spotkało się z moim niezadowolonym grymasem.
- Przejdźmy do rzeczy – powiedział, odrywając się ode mnie. Wstał z łóżka, by pozbyć się bokserek, a gdy tylko to zrobił, zaparło mi dech. Ja pierdolę. Że to zaraz miało się znaleźć we mnie? Ciekawe, jakim cudem.
Usiadł na skraju materaca, sięgając do jednej z kilku szuflad. Pogrzebał w niej chwilę, by w końcu wyciągnąć foliową paczuszkę. Bez problemu ją rozerwał, po czym nasunął kondom na swoje przyrodzenie. Odwrócił się w moją stronę z uśmiechem i niewielką buteleczką w dłoni.
- Przez chwilę będzie ci zimno, ale nie lubię na sucho. – Przez kilka sekund nie docierały do mnie jego słowa, dopóki zwinne palce nie znalazły się ponownie na mojej kobiecości. Rozsmarował zimny płyn, po raz kolejny przywierając do mnie swoimi ustami. Sama nie byłam pewna, co robić, więc moje ręce po prostu błądziły po jego torsie, jak zresztą przez cały czas. Nie minęła długa chwila, gdy nagle oderwał ode mnie dłoń, a jego twarz znów oddaliła się od mojej. – Wybacz, jeśli zaboli, nie jestem idealnym partnerem na pierwszy raz.
Nie czekał na moją odpowiedź; wiedział, że zbędne pytania jedynie bardziej by mnie zniecierpliwiły. Posłał mi ostatnie, zmartwione spojrzenie i bez większych ceregieli, wszedł we mnie, może nieco zbyt gwałtownie. Krótki krzyk opuścił moje usta, a ramiona samodzielnie oplotły się wokół Louisa, zamykając najmniejszą przestrzeń między nami.
- Przepraszam – szepnął tuż przy moim uchu, pozostawiając pocałunki na szyi i szczęce. Pulsujący ból w moim dole raz się nasilał, raz zmniejszał, a chłopak nie odważył się nawet poruszyć.
- Jest dobrze, Lou – wymamrotałam, choć w moich oczach zebrały się łzy. Mimo wszystko, nie zamierzałam pozwolić im spłynąć po policzkach. Szatyn podniósł głowę znad mojego ramienia, zerkając na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Posłałam mu nikły uśmiech, jednak to wystarczyło, by nieco go rozluźnić. Chwila, czy to nie ja powinnam być tą spiętą?
- To pewnie chujowo boli.
- Określenie adekwatne do sytuacji – prychnęłam pod nosem, na co on przewrócił oczami. – Nie jest źle, naprawdę – mruknęłam cicho, starając się lekko przesunąć. Poskutkowało to tym, że dyskomfort powrócił na chwilę, jednak nie na długo. Szło się przyzwyczaić, było lepiej, niż się spodziewałam.
Zauważywszy, że nie jest ze mną wcale tak źle, Louis wszedł głębiej w boleśnie powolnym tempie. Ciężkie westchnienie wyrwało się z mojego gardła, gdy ponowił swój ruch. Przez chwilę wahałam się na granicy rozkoszy i katorgi, jednak moje ciało zdecydowało za mnie, pewnie ukierunkowując się w stronę pierwszego uczucia.
Wolne pchnięcia z chwili na chwilę stawały się coraz szybsze, niecierpliwe, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Mogłabym powiedzieć, że było wręcz przeciwnie, cholernie mi się to podobało. Jęki wydobywały się z naszych ust bezwiednie, dreszcze pojawiły się na naszych skórach, pot spływał po czołach. Jeszcze nigdy nie czułam się tak cholernie dobrze.
Oasis nie docierało już do moich uszu, choć wiedziałam, że płyta się jeszcze nie skończyła. Krew buzowała w moich żyłach, serce biło jak szalone. Przysięgam, gdyby ktoś postanowił zmierzyć moje ciśnienie w tamtej chwili, pulsometr mógłby tego nie wytrzymać. Mój wzrok raz się zamazywał, raz wyostrzał, wszystko spowijała dziwna mgła. Głowa pulsowała, jednak zupełnie się tym nie przejmowałam. Nie to było wtedy ważne, a chłopak nade mną.
Napięcie powoli budowało się w dole mojego brzucha. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale dziwnym trafem, wcale mnie to nie martwiło. Wszystko było tak wspaniałe, że nie zamierzałam zawracać sobie głowy tym, co będzie później. Nie interesowało mnie zupełnie nic poza Louisem. To on przyćmił wszystkie inne priorytety.
- Ellie, kurwa, jednak jesteś ciasna - wysyczał przez zęby, wciąż utrzymując stały rytm. Wchodził i wychodził; prowadził mnie na krawędź z planem rychłego zepchnięcia w dół przepaści, a ja nawet nie chciałam mu przeszkadzać.
- Louis - sapnęłam, wyginając plecy w łuk, gdy władzę nade mną przejęło kolejne, całkowicie nowe doznanie. Lepsze niż wszystkie pozostałe razem wzięte. Głośny jęk przeciął powietrze, kiedy moje ścianki zacisnęły się wokół penisa chłopaka. Przyjemne ciarki rozeszły się po całym moim ciele, kiedy prezerwatywa wypełniła się ciepłym płynem, a szatyn opadł na mnie kompletnie bezwładnie.
Oddychaliśmy ciężko, nierówno, a próby uregulowania niedbałych haustów powietrza zdawały się na nic. Z błogim uśmiechem wpatrywałam się w sufit, nie mając nawet siły, by przenieść wzrok na Louisa. Wplotłam jedynie palce w jego włosy, masując delikatnie skórę jego głowy. Mruczał cicho, chowając twarz w moich piersiach.
- Jesteś pieprzonym kłamcą – mruknęłam, siląc się na powagę, ale choćbym nie wiem, jak się starała, nie byłam w stanie ukryć rozbawienia. Chłopak podniósł na mnie wzrok, marszcząc lekko brwi.
- Jak to kłamcą? – zapytał, najwyraźniej nie pojmując, o co mi chodziło. Uniosłam kąciki ust wyżej niż dotychczas.
- Lepszego pierwszego razu nie mogłabym mieć – zaśmiałam się pod nosem, sprawiając, że szatyn mi zawtórował. Podniósł się na przedramionach i nachylił nad moją twarzą, składając na ustach kolejny pocałunek.
- Teraz ta nieprzyjemna część – burknął, wysuwając się ze mnie. Skrzywiłam się lekko, choć szczerze mówiąc, tragedii nie było. Zsunął kondom ze swojego członka, wstał z łóżka i wyrzucił gumkę do kosza. Obserwowałam go uważnie, wciąż leżąc na materacu i nawet nie myśląc o tym, by się podnieść. Louis zatrzymał się na środku pokoju i spojrzał na mnie z uśmiechem. Uniosłam brwi, kiedy zaplótł ręce na piersi. – Lepiej trafić nie mogłem – pokręcił głową, a ja mogłam przysiąc, że stałam się czerwona jak burak. Przyjmowanie komplementów nie należało do najprostszych czynności. Przynajmniej nie w moim wykonaniu.
Chłopak wrócił do łóżka, położył się obok mnie i okrył naszą dwójkę kołdrą. Wtuliłam się w jego nagie ciało, kiedy objął mnie ramionami. Poczułam, jak składa krótki pocałunek na moich włosach.
- Kocham cię, mała – szepnął tak cicho, że ledwo to usłyszałam. Gdy tylko dotarły do mnie jego słowa, uśmiech rozświetlił moją twarz.
- Kocham cię, Lou.
--
Pierwszy i ostatni raz napisałam coś takiego, przysięgam. Nigdy w życiu nie czułam się tak zażenowana, Boże. Przepraszam wszystkich, że to przeczytaliście XD
A tak poza tym, jesteśmy na bieżąco z rozdziałami, odtąd będą dodawane regularnie. Yay! :D

2 komentarze:

  1. Stwierdzam alternatywny fungirl :3 Nareszcie powiedzieli sobie te pieprzone dwa słowa ( od razu przepraszam za przekleństwo ale inaczej nie da się tego ująć) Kocham twoje opowiadanie i mimo,że wcześniej nie komentowałam to obiecuję, że zaczynając od tego rozdziału będę komentować każdy twój najkrótszy wpis choćby kropkę :).
    +Pozdrawiam :3 i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam :) Jest inne niż wszystkie, oryginalne. nie spotkałam się jeszcze z podobnym :) Czekam na następny :*:):)

    OdpowiedzUsuń