niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 26.

Niall's POV

- Tomlinson i jego wyczucie czasu - warknąłem, wstając z łóżka i ubierając bokserki. Wystarczył jeden pieprzony sms, żeby wszystkie plany poszły się jebać. A to nie one miały się jebać, kurwa mać, dlaczego na rzecz tego kretyna miałem rezygnować z popołudniowego seksu z własną dziewczyną? Ciekawe co by zrobił, gdybym to ja zarzucił go swoimi problemami w momencie, kiedy w końcu dobrałby się do majtek Ellie.
- Czego on znowu chce? - zapytała Nikki, a w jej głosie mogłem wyczuć kompletnie zrezygnowanie. Nie ona jedna była niezadowolona. Miałem cholerną ochotę mu dojebać.
- Coś z Ellie, zarządził, że będzie mieszkała u niego, nie wiem, o co chodzi - usiadłem na materacu, przecierając twarz dłońmi. Musiałem się uspokoić i to jak najszybciej. Wyraźnie zaznaczył, że zależy mu na czasie, więc nie mogłem sobie pozwolić na dodatkowe nerwy.
- Hej - mruknęła blondynka, oplatając mnie ramionami od tyłu. - Ustalmy, że dokończymy to później. Zresztą, może nawet dobrze się składa. U Louisa są grubsze ściany, większe łóżko... - nie musiałem na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że na jej twarzy pojawił się uśmiech. W sumie, miała rację w obu kwestiach. Położyła głowę na moim ramieniu, a ja niemal od razu odwróciłem się, żeby ją pocałować. Uwielbiałem to robić, w pewnym sensie mnie to uspokajało. Ona mnie uspokajała.
- Dobra, przekonałaś mnie - zaśmiałem się pod nosem, odsuwając się od niej po kilku chwilach. - Ubieraj się, musimy spakować rzeczy El - powiedziałem, spotykając się z jej jękiem.
- Nienawidzę pakowania. Ale w sumie, lepiej, że to jej nie Amy. Nie lubię grzebać w dziwkarskiej garderobie. Za każdym razem, kiedy patrzę do jej szafy, zastanawiam się, jaką prostytutkę okradła. Jej spodenki zasłaniają mniej niż moje majtki - udała, że się wzdryga, a z moich ust wydarła się kolejna salwa śmiechu.
Bez zbędnego gadania oboje naciągnęliśmy na siebie ciuchy i zaczęliśmy przegrzebywać rzeczy Ellie. Co chwilę wymienialiśmy się spojrzeniami. Trzy czwarte jej części pokoju zajmowały książki, a pozostałą jedną czwartą były ubrania i inne pierdoły.
Gdy powoli zbliżaliśmy się do końca całej roboty, Nikki przeszła do łazienki, a mi kazała znaleźć laptopa. Gdyby ktoś kiedyś się zastanawiał, jaki problem mógłby zaistnieć przy szukaniu komputera, odpowiedź jest prosta. Spory. Patrzyłem dosłownie wszędzie, pod łóżkiem, pod kołdrą, w szafie, przy stoliku nocnym, w komodzie, w biurku, wszędzie. I gówno. Laptopa w dalszym ciągu nie było, a ja łaziłem w kółko jak głupi.
- Dobra, możemy jechać - powiedziała blondynka, wchodząc z powrotem do pokoju i wrzucając kosmetyczkę Lizzy do walizki. Podrapałem się po karku, kręcąc lekko głową.
- Tego laptopa nigdzie nie ma - burknąłem, jeszcze raz rozglądając się wokół. Zero. Kurwa mać, gdzie ona mogła go schować?
- Jak nie ma? - zdziwiła się, marszcząc brwi. Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, stanęła na łóżku i oparła się o szafę. Zaśmiała się cicho, po czym zdjęła z niej etui wraz z poszukiwanym urządzeniem. Zeskoczyła na ziemię i podała mi komputer z szerokim uśmiechem na twarzy. - Ślepy - podsumowała, stając na palcach, aby po chwili cmoknąć mnie w usta.
- Kto wymyśla takie kryjówki?
- Ja jej to poleciłam - żachnęła się, układając dłonie na biodrach. - Potwierdziłeś moją teorię, że tam nikt ich nie znajdzie.
- W takim razie miałaś najwspanialszego królika doświadczalnego, jakiego widział świat - powiedziałem, a ona w odpowiedzi przewróciła oczami. Chwyciła jedną z toreb należących do Ellie i wyszła z pokoju. Podążyłem w jej ślady, zabierając z podłogi całą resztę.
Nikki stała na parkingu, opierając się o bok mojego auta. Wyglądała tak cholernie gorąco... Wybrzuszenie w moich spodniach dawało się coraz bardziej we znaki i nie mogłem nic na to poradzić. Włosy spięła w koka, który sypał się z każdej możliwej strony, odsłoniła nogi, zakładając jedną z moich ulubionych sukienek i wydymała lekko wargi, szukając czegoś w telefonie. Przystanąłem na chwilę, aby móc się napatrzeć, bo naprawdę było na co.
Odwróciła głowę w moim kierunku i popędziła gestem, żebym w końcu podszedł. Racja, musiałem się ruszyć. Otrząsnąłem się szybko i poprawiając spodnie, ruszyłem w kierunku samochodu. Nacisnąłem odpowiedni guzik na pilocie, otworzyłem drzwi pasażera i zaprosiłem Nikki do środka. Minęła mnie, podziękowała uśmiechem, a ja mogłem odejść kilka metrów dalej, aby załadować walizki do bagażnika. Jeśli dostanę przepukliny, Louis będzie płacił za moje leczenie, pomyślałem, siadając na fotelu kierowcy. Odpaliłem silnik, zmieniłem biegi i nacisnąłem na pedał gazu.
Główna droga okazała się całkowicie pusta, co niezwykle mi pasowało. Liczba sto czterdzieści pojawiła się na liczniku po niecałym kilometrze, a „Summer" w radiu sprawiało jedynie, że miałem ochotę na jeszcze więcej. Wystukiwałem rytm na kierownicy, co chwilę nucąc wraz z wokalistą. Nikki kiwała jedynie nogami, wciąż zapatrzona w swój telefon. Czasami zastanawiało mnie, co było takiego ciekawego, że wciąż miała go w dłoniach, jednak nigdy o to nie pytałem. Każdy ma swoje sprawy.
Droga do domu Louisa zajęła o wiele krócej niż się spodziewałem. Niemal zawsze pokonywaliśmy ten dystans w czasie pół godziny, może nawet trochę dłużej, tym razem wystarczyło zaledwie piętnaście minut. Zatrzymałem się na jednym z kilku wolnych miejsc w garażu i natychmiast opuściłem auto. Nikki zrobiła to zaraz po mnie i pomogła mi z bagażami.
Gdy tylko poradziliśmy sobie z wtarganiem wszystkiego na górę, powitała nas... Dziwna cisza. Byłem pewien, że Ellie i Tommo dotarli już na miejsce, więc sam nie wiedziałem, co o tym myśleć. Spodziewałem się raczej jęków, krzyków i westchnień, ale nic takiego nie miało miejsca. Było po prostu głucho. Żadnych rozmów, kroków, nic. Zmarszczyłem brwi, odłożyłem torbę przy drzwiach i skierowałem się do pokoju gościnnego. Nie zdziwił mnie fakt, że zastałem tam brunetkę. Zdziwiło mnie, że leżała na łóżku, kompletnie sama (co więcej, w kompletnej garderobie), a do tego całkiem zapłakana.
Z ciężkim westchnieniem wróciłem do salonu, mruknąłem do Nikki, że idę na strych i nie czekając na odpowiedź, wbiegłem po schodach na górę.
Dokładnie tak, jak się spodziewałem, Louis napieprzał w worek treningowy, jakby chciał rozjebać go na kilkadziesiąt kawałków. Był porządnie wkurwiony, a ja wciąż nie miałem pojęcia, co było tego powodem.
- Stary - zacząłem niepewnie, podchodząc bliżej. Trzymałem się ściany; już raz przekonałem się, co znaczy podejść do niego od tyłu. Złamanie szczęki boli, naprawdę. - Powiesz, co się dzieje, czy wolisz nakurwiać w worek przez kolejne kilka godzin?
- Chuj ci do tego - warknął, uderzając z jeszcze większym zapałem niż parę sekund wcześniej. Było gorzej niż myślałem.
- Cóż, pakowałem twoją dziewczynę przez dobrą godzinę, więc chyba należą mi się wyjaśnienia, po co właściwie to robiłem - zauważyłem, a on jedynie posłał mi wściekłe spojrzenie.
- Nazwij ją jeszcze raz moją dziewczyną, a zastąpisz ten worek.
Na te słowa, coś się we mnie obudziło. Nieważne, że był większy, silniejszy i w sumie lepszy w większości aspektów fizycznych. Nie będzie mi, kurwa, groził.
Niewiele myśląc, podszedłem do niego i stanąłem pomiędzy nim, a obiektem, na którym się wyżywał. Już miał uderzyć, kiedy w ostatniej chwili się zawahał i w końcu opuścił rękę. Oddychał ciężko, trząsł się, żyły pulsowały na jego rękach, gdy zaciskał pięści najmocniej jak tylko umiał. W jego oczach dostrzegalny był jedynie obłęd, nic więcej.
- Ona nic nie rozumie - powiedział znacznie ciszej i spokojniej niż chwilę wcześniej. - Kompletnie, kurwa, nic. Nie dociera do niej, że chcę dobrze, chyba myśli, że robię to, żeby zrobić jej na złość. Wkurwia mnie jak nikt inny - wysyczał przez zaciśnięte zęby i wyminął mnie, aby uderzyć jeszcze kilka razy. Ja z kolei szczerzyłem się jak głupi. Nie miałem pojęcia, jakim cudem uśmiech znalazł się na mojej twarzy, ale jednego byłem pewien, nie miał zamiaru zejść z niej zbyt szybko.
- Nie sądziłem, że kiedyś to się stanie. Lou, jestem z ciebie cholernie dumny - z tymi słowami rozłożyłem ręce, zapraszając go do uścisku, który, niestety, nie nadszedł.
- O czym ty znowu pierdolisz? - zapytał, krzywiąc się w moim kierunku. Chciałem czy nie, musiałem powiedzieć, że wyglądał wprost komicznie.
- Jak to o czym? - westchnąłem, odwracając się na pięcie. Usiadłem na ziemi i patrzyłem na niego z politowaniem. No głupi czy głupi? - Podoba ci się Ellie - skwitowałem i resztkami sił powstrzymywałem się, żeby nie zacząć nucić „Can You Feel the Love Tonight" z Króla Lwa. Chłopak prychnął pod nosem, odwiązując rękawice i rzucając je gdzieś w kąt pokoju. Chwycił butelkę wody i podszedł do mnie.
- Jeszcze trochę i naprawdę ci wpieprzę - stwierdził, po czym zajął się piciem. Pół litra poszło za jednym razem, musiał się naprawdę nieźle zmęczyć.
- Nie oszukuj się, każdy widzi, że nie możesz oderwać od niej wzroku - położyłem rękę na jego ramieniu. - Zresztą, nic dziwnego. Muszę przyznać, że ma całkiem ładne kształty.
I nagle cała reszta mineralnej wylądowała na podłodze, Louisie i rzecz jasna, na mnie. Jak pluć, to na wszystko, prawda?
- Kurwa, Horan, masz dziewczynę...
- Którą bardzo kocham.
- I tego się trzymaj, zamiast rozwodzić się nad wyglądem mojej - powiedział i tym razem to ja miałem ochotę się opluć. Szczęka mi dosłownie opadła, a uśmiech spełzł na chwilę z twarzy, by zaraz potem powrócić w kilkukrotnie większych rozmiarach. - Nie to chciałem powiedzieć.
- Ale powiedziałeś - zaśmiałem się, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Wielki Louis Tomlinson się zakochał. Tego jeszcze nie było.
- Było - warknął, znów chwytając butelkę i upijając kilka łyków. - I wszyscy wiemy, jak się skończyło. Nigdy więcej nie zamierzam z tobą prowadzić tych całych „szczerych rozmów". Za dużo ze mnie wyciągasz.
- Taka moja rola - zaśmiałem się, wstając z miejsca i podając mu rękę. Podciągnął się do góry, niemal zwalając mnie z nóg. Byłem pewien, że specjalnie włożył w to tyle siły. - Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?
- Pamiętasz, jak mówiłem ci o tym całym Jonathanie? - Przytaknąłem w odpowiedzi. Trudno zapomnieć; rozjebał pół zastawy. - Jest w jebanej klasie z Ellie i Nikki.
Zamarłem na chwilę, by już po chwili złapać za porzucone rękawice. Choć zaledwie kilka minut wcześniej wymusiłem na Louisie spokój, teraz sam musiałem się wyładować. Z tego, co wiedziałem wynikało, że koleś nie miał nic do Lizzy, a do Tomlinsona. A skoro miał coś do niego, miał i do nas. A skoro miał coś do nas, wiadomo było, że na jednym kieliszku ekstazy się nie skończy, a co za tym idzie, kolejny mógł się znaleźć w rękach Nikki.
- Zajebmy tego chuja - mruknąłem, rozpoczynając pierwszą serię uderzeń. Za sobą usłyszałem jedynie głuche trzaśnięcie drzwiami i wiedziałem, że zostałem sam.

1 komentarz:

  1. Cześć, cześć <3
    Zdecydowanie cieszę się, że natrafiłam na to opowiadanie, ponieważ od razu skradło moje serce. Uwielbiam twój styl pisania i pomysły jakie tu wprowadzasz. Niektóre dialogii mnie powalają, są świetne! Szczególnie przypadł mi do gustu ten, powiedzmy, że zacytuję, chociaż bardziej z głowy, bo nie chcę mi się szukać tego rozdziału, w którym napisałaś ten zabójczy tekst. A bądźmy szczerzy, że mój komputer jest zbyt wolny, a moja cierpliwość do niego się skończyła, więc nie mam ochoty się męczyć podczas szukania zdania:D Ale dobra, chodzi mi dokładnie o: "Chciałabym powiedzieć, że nie jestem karana, ale nie wypada kłamać na pierwszej randcę". No rozwaliło mnie to jak Lizzy powtórzyła wtedy jego tekst, hahaha! :D Wiem, że na wattpadzie masz pewnie więcej napisanych rozdziałów i kusiło mnie nawet żeby tam zajrzeć, ale swoje całe serce oddaję bloggerowi, więc będę po prostu czekać na nowe rozdziały:) Zdecydowanie nienawidzę współlokatorek Ellie, oprócz Nikki, rzecz jasna. Prawdę mówiąc, tylko czterech bohaterów lubię w tym opowiadaniu. Mianowicie Lizzy, Louisa (no bo jakby inaczej?), Nialla i Nikki. Uwielbiam te dwie pary i obię shippuję, haha. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam, Weronika:)

    OdpowiedzUsuń